Wszystko pod kontrolą?

Okazuje się, że mimo faktu, iż nie ma póki co akceptacji radnych w kwestii połączenia Domu Kultury z Biblioteką Publiczną to i tak pomysłodawcy próbują realizować ten plan, chociaż do tego, by to połączenie przeprowadzić niezbędna jest m.in. uchwała Rady Miejskiej.

 

Zanim napiszę o tym, na czym polega realizacja tego planu i o swoim spojrzeniu na funkcjonowanie biblioteki jako (nadal) samodzielnej placówki to…

Zacznę od kilku dygresji

Kiedy Tomasz Luto rozpoczął funkcjonowanie jako burmistrz Gołdapi to jedną z jego pierwszych decyzji była informacja, że dyrektorzy instytucji gminnych mają konsultować z nim wszelkie zmiany personalne (dyrektorzy, również i ja, dostali wtedy odpowiednie maile za pośrednictwem urzędniczki). Oczywiście, już ta decyzja godziła w należną w tym względzie autonomię szefów tych placówek i jednocześnie w dobrze pojmowaną samorządność. Jednakowoż prawo nie zabrania burmistrzowi podejmowania takich decyzji, jak i nie zabrania zatrudniania rodziny w gminnych instytucjach. Potem rychło zaznaczyło się kilka innych wydarzeń (jestem w stanie je również wymienić), które jednoznacznie określiły przyszłe metody rządzenia Tomasza Luto, w tym też sposób zatrudniania pracowników.

Razem z absurdalnym pomysłem utworzenia Centrum Usług Wspólnych to wszystko, moim zdaniem, zaczęło w pewnym sensie przypominać dążenie do centralizmu rodem z poprzedniej epoki. Niejako symbolem tego są dla mnie amatorskie „kliparty” stanowiące loga poszczególnych jednostek, czyli ich wizualne zuniformizowanie.

Oczywiście, istnieje potrzeba funkcjonowania instytucji scentralizowanych (wg terminologii socjologicznej nazywanych totalnymi, bynajmniej nie pejoratywnie), tyle że czymś innym jest kierowanie wojskiem, komendą policji lub placówką straży granicznej, a zupełnie czymś innym kierowanie lokalnym samorządem. Dobrze jest, kiedy szef gminy i jego doradcy czują i rozumieją samorządność. Jest wszakże istotna różnica pomiędzy zarządzaniem kreatywnością, a zarządzaniem folwarcznym (taki podział zastosował jeden ze znanych psychologów pracy). Kierowanie gminą zdecydowanie powinno sprowadzać się do zarządzania kreatywnością, czego synonimem powinna być między innymi względna autonomia placówek gminnych. Nic bowiem bardziej nie świadczy o słabości szefa, jak poddawanie wszystkiego nadmiernej kontroli.

Chociaż w wypadku gminy Gołdap możemy mówić o pewnym paradoksie… Wymienione próby łączenia mogą świadczyć o dziwnym upodobaniu do ustawicznego „porządkowania”, natomiast widoczny brak zdecydowania co do obsadzania niektórych etatów i nieustające roszady personalne w gminie, przywołują hasło – „nie znasz dnia, ani godziny”. A przecież jedną z podstaw dobrego zarządzania kadrami jest zapewnienie podwładnym klimatu względnej stabilności i poczucia bezpieczeństwa.

I biblioteka…

To co głosił na jednej z sesji wiceburmistrz Jacek Morzy na rzecz łączenia Biblioteki Publicznej z Domem Kultury było, mówiąc delikatnie, przykładem ignorancji, niewiedzy i tendencyjności. Pominął bowiem to, co najistotniejsze, to, co bezwzględnie przemawia na rzecz biblioteki jako placówki samodzielnej.

Są co prawda w Polsce przykłady łączenia podobnych placówek, ale dotyczy to głównie mniejszych miejscowości. Tego rodzaju łączenie w miejscowościach takich, jak Gołdap nie sprzyja kreatywności, sprzyja natomiast zdecydowanie konfliktom pracowniczym. Łączenie nie przynosi też gminom istotnych korzyści materialnych. Jest to typowa centralizacja i powrót do poprzedniej epoki, które w znacznej mierze przyczyniają się do zanikania lokalnego, kulturowego kolorytu. Ale, powtarzam, to trzeba czuć i rozumieć, trzeba mieć potrzebę obcowania z kulturą ambitniejszą.

Faktem jest, że ostatnie dekady zaznaczyły się przesunięciem akcentów, jeśli idzie o zakresy działania placówek bibliotecznych, jednak biblioteki nadal (i to nawet w szerszym zakresie) wypełniają niszę, której nie wypełnią domy kultury. Jest to w dużej mierze kultura wysoka i propagowanie literatury, bez względu na formę i technikę przekazu. Biblioteka Publiczna w Gołdapi dała już wiele dowodów pomysłowości i kreatywności, również jeśli idzie o realizację poważnych projektów edukacyjno-kulturalnych. Między innymi dlatego powinna być osobną instytucją. Natomiast totalną bzdurą jest to (co zasugerował Jacek Morzy), że nasza biblioteka dysponuje za małą bazą do realizacji swoich przedsięwzięć kulturalnych.

Przed gołdapską biblioteką można postawić przynajmniej jeszcze jedno ważne wyzwanie, polegające na współdziałaniu Działu Zbiorów Specjalnych z Izbą Muzealną. Jest to między innymi gromadzenie (co już się dzieje), systematyzowanie i digitalizacja archiwaliów wraz z dokumentami życia społecznego. Jest to utrwalanie historii ziemi gołdapskiej, wskrzeszające niejako coś w rodzaju lokalnego archiwum. To jest pilna potrzeba i praca nie na lata, ale na dekady i to dla kilku osób. Ponadto infrastruktura i możliwości wystawiennicze biblioteki sprzyjają krzewieniu regionalizmu.

Z drugiej strony kierowanie Domem Kultury, ze swoimi licznymi obowiązkami i zadaniami, również zdecydowanie, wymaga osobnego kierownictwa. Mimo to nie możemy się doczekać ogłoszenia konkursu na stanowisko dyrektora tej placówki.

Tymczasem, nie zważając na decyzję radnych, Luto i jego doradcy nadal trwają przy swoim pomyśle, na dodatek burmistrz powierzył kierowanie obiema placówkami jednej i tej samej osobie, co może oznaczać, że pomysł w praktyce się już realizuje (pani dyrektor tu akurat nie krytykuję, ponieważ uważam, że jest kompetentną dyrektorką biblioteki i mniemam, że zaistnienie tej skandalicznej sytuacji ma z nią najmniej wspólnego).

Nasuwają się zatem takie między innymi pytania – czy Luto zauważa Radę Miejską Gołdapi? Czy jego „nowoczesne zarządzanie” ma polegać na centralizacji i mocno kulejącej transparentności (bo tym „nowoczesnym zarządzaniem” kiedyś się pochwalił na spotkaniu w Starostwie)? Czy w tej sytuacji radni miejscy Gołdapi wystarczająco dadzą znać o swoim istnieniu?

Fot. pixabay.com

 


Aktualności

Powiązane artykuły