Długa dyskusja nad jednym dokumentem

sesja_7Piątkowa sesja Rady Miejskiej trwała prawie cztery godziny, choć punktów w programie było niewiele. Kontrowersje wzbudziło prezentowane „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta i gminy Gołdap”.

Konkretnie chodziło o elektrownie wiatrowe – czy dokument w sposób wystarczający zabezpiecza przed dalszą ekspansją wiatraków na terenie gminy Gołdap? Tu najwięcej wątpliwości mieli – radna Wioletta Anuszkiewicz i radny Andrzej Murzyn. Chodziło m.in. o to, czy wystarczające były konsultacje społeczne.

Po długiej dyskusji i zmianie jednego akapitu (na wniosek radnej Anny Falińskiej wprowadzono zapis 2000 m odległości wiatraków od siedzib ludzkich) projekt zaakceptowano przy jednym głosie przeciwnym.

Pozostałe uchwały dotyczyły m.in. zmian w budżecie i powołania zespołu do opiniowania kandydatów na ławników.

Przyjęto „Ponadlokalny program rewitalizacji sieci miast Cittaslow” – jest to program inwestycyjny i dotyczy rozwoju bazy placówek gminnych. Przewidziane są w projekcie również miękkie granty na działania związane z osobami zagrożonymi wykluczeniem społecznym.

Pod koniec posiedzenia głos zabrał komendant gołdapskiej KP PSP w sprawie dofinansowania zakupu samochodu dla tutejszej placówki – konkretnie chodzi o zapewnienie wkładu własnego.


Aktualności

Powiązane artykuły

4 komentarzy do “Długa dyskusja nad jednym dokumentem

  1. WAW75

    Niezwykle ciekawe jest jednak to, że państwo, które w obszarze inwestycji budowlanych jest dziś znacznie bardziej opresyjne i totalitarne niż w najczarniejszych etapach PRL-u, w przypadku wiatraków nagle pokazuje swoją przyjazną twarz. To niezwykle frapujące, bo w Polsce istnieje dziś mocne wsparcie państwa dla inwestycji wiatrowych przy jednoczesnym pogłębiającym się reżimie biurokratycznym narzucanym na obywatela chcącego wybudować dom mieszkalny dla swojej rodziny, albo dokonać choćby niewielkich zmian w domu który już stoi od wielu lat. Jakby powiedział klasyk: „trzeba być ślepym żeby nie zauważyć” że od lat mamy do czynienia z jakimś politycznym dealem między lobbystami i inwestorami energetyki wiatrowej a państwem – od poziomu gmin i powiatów po gabinety ministrów infrastruktury czy ochrony środowiska.

    Jeśli obywatel, chcący wybudować dom dla swojej rodziny, podczas trwania budowy zdecyduje się, bez zgody państwa, dołożyć jeden pustak i wybudować budynek wyższy o 25 centymetrów w stosunku do projektu, to musi się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Państwo mu tego nie daruje. Nadzór Budowlany – jeśli wychwyci tą potworną niesubordynację – nałoży na niego karę co najmniej kilkunastu tysięcy złotych i dodatkowo zmusi go do wykonania dodatkowego projektu. Dlaczego? – bo jeśli państwo zgodziło się na wybudowanie budynku o wysokości dajmy na to 7 metrów, a teraz budynek ma 7 metrów i 30 centymetrów to może bardzo znacznie wpłynąć na okoliczny krajobraz, popsuć widok sąsiadom, zasłonić im słońce i zaburzyć ład architektoniczny okolicznej zabudowy.

    Co innego jeśli mamy do czynienia ze stumetrowej wysokości wiatrakiem, albo zespołem kilku takich wiatraków. Kiedy czytamy raporty oddziaływania na środowisko, to dowiemy się że według ekspertów przygotowujących tego typu opracowania, na potrzeby inwestorów, nawet kilka słupów o wysokości trzech dziesięciopiętrowych wieżowców, jeden na drugim, ani obracające się gigantyczne śmigła o długości szkolnego boiska, absolutnie nie wpłyną w żaden sposób na krajobraz łąk, pól i lasów.

    Twierdzenie jednak, że to oddolna życzliwa inicjatywa urzędników w powiatowych wydziałach architektury byłoby, delikatnie mówiąc, naiwnością i ignorancją. Ich postępowanie jest efektem ustawodawstwa narzuconego z poziomu ministerstw. Trudno bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że budowa stumetrowej wieży, emitującej hałas rzędu 100 decybeli w odległości, na przykład trzystu metrów od zabudowań jest możliwe i nie ma negatywnego wpływu na życie ludzi, bo tak orzekł raport opracowany przez firmę wynajętą przez faceta któremu zależy żeby ten wiatrak zarabiał dla niego pieniądze.
    A jak ktoś protestuje, to się go traktuje jak oszołoma, który nie rozumie problemów współczesnego świata, i macha mu się przed oczami obliczeniami ukazującymi jak bardzo opłacalna jest energia wiatrowa wobec dajmy na to węglowej. Sęk w tym, że na łące za jego płotem nikt nie planuje budowy elektrowni węglowej bo chroni go od takiej inwestycji wianuszek stref ochronnych, tylko kilkadziesiąt stumetrowych wiatraków – a o tym czy będą one dla niego szkodliwe czy nie decyduje raport zlecony i kupiony przez biznesmena chcącego na tym wiatraku zarabiać. Bo tak zdecydowal minister.
    Problem budowy elektrowni wiatrowych w Polsce, coraz bardziej obrazuje też relacje państwa i społeczeństwa. Mówiąc najprościej, ludzie widzą, że jeśli zapada decyzja polityczna, na przykład o zapewnieniu 27 procent energii ze źródeł odnawialnych, to władza nie będzie się liczyła z poszanowaniem praw obywateli i jest gotowa narzucić dowolnie dziurawe przepisy aby swoje zamierzenia zrealizować. I ta nieufność będzie postępować. Choćby z jednego powodu: kiedy powstaje wiatrak to badania hałasu, drgań czy pola magnetycznego, prowadzi się jedynie w oparciu o hipotezy i analogie bo źródło emisji jeszcze przecież nie istnieje. Kiedy jednak inwestycja powstanie to te same pomiary i obliczenia na konkretnym terenie, będą już prowadzone w oparciu o realną i istniejąca emisję istniejącego urządzenia. I jestem pewien że w wielu przypadkach okaże się, że co prawda wiatrak mógł powstać 300 metrów od istniejących zabudowań, ale po jego powstaniu wszystkie pomiary hałasu i drgań prowadzone na istniejącym już obiekcie pokażą, że z budową nowego domu, biura czy przychodni będzie się trzeba od niego odsunąć ponad pół kilometra. A wtedy władza nie obejmie już obywatela taką życzliwością jaką dziś obdarza lobby energetyki wiatrowej.

  2. rudy

    Inwestycje wiatrowe są całkowicie inaczej traktowane w kontekście zagwarantowania praw wszystkich stron postępowania niż każda inna inwestycja.
    Proszę mi wierzyć – gdyby budowa budy dla psa spotkała się z protestem dwóch sąsiadów to buda by nie powstała a pies spałby pod gołym niebem. Jeśli natomiast wiatrak albo ferma wiatrowa spotka się z protestem kilkuset osób to starostwa wydają pozwolenia na budowę i wystarczy raport że 330 metrów dalej już wiatraka nie widać, nie słychać i nie czuć. Kompletnie ignoruje się i nie respektuje praw mieszkańców terenów na których wiatraki mają powstawać.
    A że zawsze ktoś zarabia – to inna inszość. Rynek energetyczny to nie środowisko non profit, byle nie kosztem zdrowia Polaków.

  3. Franciszek

    Powiedzmy sobie szczerze. Pani radna Falińska po prostu postawiła wnioskiem kropkę nad „i”, po długiej i dość zażartej dyskusji wielu radnych. Nad tym, że w końcu przyjęto Studium w kształcie, który radnym odpowiadał pracowało na tej Sesji wielu z nich.

  4. diament

    Jak widać ze zdjęć z sesji, projektantem studium jest autor wielu takich prowiatrakowych opracowań m.in. studium dla gminy Bisztynek gdzie społeczność lokalna odrzuciła w całości jego propozycje i zapisała zakaz lokalizacji farm wiatrowych na całym obszarze gminy. Bisztynek też należy do sieci Cittaslow lecz projektant bez żenady zakreślił połowę gminy pod farmy wiatrowe. Tylko zdrowy rozsądek i ostry sprzeciw społeczności lokalnych zapobiegł dewastacji gminy… Nie dajcie się…