Ukochanym moim miejscem były Wyspy Zielonego Przylądka

zNagrodzony „Złotym lwami” na festiwalu w Gdyni film Krzysztofa Raka „Bogowie” spowodował powrót do postaci profesora Zbigniewa Religi. W 2008 roku, podczas gołdapskich zawodów wędkarskich aktorów, dzięki współorganizatorowi imprezy Andrzejowi Sokołowskiemu, udało się nam przeprowadzić z profesorem wywiad. Mile zaskoczony był tym, że nie rozmawialiśmy ani polityce, ani o medycynie tylko o wędkarstwie. Jest zatem okazja by przypomnieć tę rozmowę.

Lubię każdy rodzaj wędkarstwa

Z prof. Zbigniewem Religą rozmawia Mirosław Słapik.

z_religa_2

Panie profesorze, jeśli pan pozwoli to może dziś nie będziemy rozmawiali o medycynie, ani polityce…

– Oczywiście, nawet bardzo się z tego cieszę.

 

Dopóki kilka lat temu nie zobaczyłem pana w jednym z programów telewizyjnych z wędką nie wiedziałem, że jest pan nie tylko wędkarzem, ale również autorytetem w tej dziedzinie. Jednak najpierw chciałem zapytać, co spowodowało, że wybrał pan akurat Gołdap?

– Gołdap to było kiedyś takie miejsce przysłowiowe. Przed laty mówiono o Gołdapi, że jest miasteczkiem chyba najbardziej wysuniętym na północ Polski. Żołnierze, którzy przebywali w tutejszej jednostce byli brani wręcz za skazańców. Ale czasy się zmieniły. Do Gołdapi przyjechałem dla konkretnego celu – odbędą się za kilka dni zawody wędkarskie z udziałem m.in. znanych aktorów, wezmę w nich udział i przy okazji będę miał przyjemność poznać nowych ludzi. Przyjechałem też, by poznać to jezioro i myślę, że już je poznałem. A poza tym tu jest naprawdę pięknie.

 

To było zaproszenie?

– Nie, nie, to nie było zaproszenie. Rozmawiałem z organizatorem, który powiedział mi, że zawody odbędą się w fajnym miejscu, więc pomyślałem, że to jezioro należy poznać. Zadzwoniłem więc do właścicieli „Leśnego Zakątka” i mam domek na tydzień.

 

Skąd się wzięła ta pasja? Czy to jest na przykład sposób na odstresowanie albo tradycja rodzinna?

– Mój ojciec łowił ryby, ale ja do czterdziestego roku życia w ogóle nie byłem zainteresowany wędkowaniem – wtedy w ogóle mnie to nie brało. Kiedyś w Warszawie, przypadkowo zobaczyłem na wystawie w księgarni książkę „Gruntowe wędkarstwo sportowe” i sobie ją kupiłem. Kiedy zacząłem czytać zobaczyłem, że jest to ogromna wiedza i by wędkować trzeba tę wiedzę posiadać. Zacząłem więc próbować, wykorzystując te wszystkie wskazówki i wciągnęło mnie to.

 

Od razu były dobre efekty?

– Muszę się przyznać, że tak. A warto dodać, że autora książki spotkałem po latach i okazał się on lekarzem bakteriologiem, pracownikiem gdańskiej Akademii Medycznej. Zresztą w tym kręgu bardzo znanym. No i potem byłem z nim wielokrotnie razem na rybach i w Polsce, i poza naszym krajem – zaprzyjaźniliśmy się.

 

Wędkarze mają na ogół swoje upodobania, specjalizacje…

– Panie redaktorze, ja lubię każdy rodzaj wędkarstwa, bo każdy rodzaj jest wspaniały. Lubię i spławik, i spinning. Przyjeżdżając tu nastawiłem się wyłącznie na spinning i to było błędem, bo wiadomo, że spinning w Polsce w środku lata nie jest najlepszą rzeczą. Teraz, jak to się mówi, łowi się białe ryby – choćby leszcze i liny. Oczywiście zdaję sobie z tego sprawę. Ale przyjechałem niestety ze słabym zestawem – praktycznie wyłącznie ze spławikiem. Natomiast interesuję się każdym rodzajem wędkarstwa, także morskim. Wielokrotnie w swoim życiu wyjeżdżałem, mając na uwadze ryby z przeróżnych miejsc na świecie. Takim ukochanym moim miejscem były Wyspy Zielonego Przylądka – które są obecnie w Polsce modne. Tyle, że ja jeździłem tam w czasach, kiedy jeszcze mało kto o nich słyszał. A ukochaną moją wyspą była Sal z dużym lotniskiem, które wtedy służyło Rosjanom. No i w związku z tym można było wszędzie do Europy się dostać. Kiedy przyjeżdżałem tam piętnaście lat temu – to znajdowały się na wyspie tylko dwie wioski i jeden hotel, i było cudownie. Ostatni raz byliśmy na Sal trzy, może cztery lata temu i podjąłem decyzję, że już tam nigdy więcej nie pojadę – hotele, mnóstwo ludzi, kasyno, no i przeminęła tamta sportowa atmosfera. Wiele razy też byłem w Zimbabwe – nad takim zalewem, który powstał bezpośrednio po drugiej wojnie światowej, ogromnym jak morze. Charakterystyczna ryba dla tego zbiornika ma zęby jak człowiek i nazywa się tigerfish. Warto to przeżyć, bo tam się łowi wśród hipopotamów, pojawiają też się słonie. No i Atlantyk – na oceanie złowiłem moje największe ryby, m.in. 176 kilogramowego rekina.

 

Na wędkę?

– Tak wszystko na wędkę. Przy okazji złowiłem tam bardzo dużo ryb pił, takich po 30 kg, i tuńczyków do 20 kg. Jeździłem również ze znajomymi do Norwegii, łowiłem dorsze w Szwecji i halibuty koło Norwegii. To jest nawet fajna zabawa. W Szwecji usiłowałem złowić salomona, ale to była przegrana i w ciągu dziesięciu dni żadnego nie złowiłem. Znudzony brakiem efektów zacząłem łowić w rzece na spinning i taki był koniec gigantów. Chociaż zdarzały się wtedy olbrzymie okonie.

 

No właśnie, okonia niektórzy zaliczają do najsmaczniejszych ryb, choć nie zawsze jest doceniany.

– Wiem i na dodatek to jest piękna ryba.

 

W ubiegłym roku rozmawiałem z zagraniczną ekipą, która robiła materiał o wędkarstwie znanemu kanałowi telewizyjnemu. Odkryli rejon Gołdapi jako jeden z najbardziej dziewiczych w Europie, ale dziwili się jednemu – że u nas większość wędkarzy po złowieniu zabiera ryby ze sobą. Jakie jest pana zdanie na ten temat?

– Nie zabieram ryb ze sobą, ale kiedy zacząłem łowić to brałem – jak wszyscy. Ten zachodni styl wędkarstwa bardzo popieram. W tej chwili zresztą wprowadzono podobne reguły w Polsce. Zawody organizuje się już na żywej rybie, jest obowiązek jej uwolnienia po złowieniu. Tak jest chyba od roku. I całe szczęście. Tym bardziej że wędkarze zawodowi potrafią bardzo dużo złowić. Należę do koła wędkarskiego, gdzie są mistrzowie Europy i wiem ile oni potrafią złowić ryb. Wie pan… Jeśli ktoś chce złowić rybę i ją zjeść to proszę bardzo. Natomiast to łowienie i oddawanie, bo nie mają co z nimi zrobić, jest dla mnie bez sensu. Niech te ryby zostaną sobie w wodzie, niech ktoś inny je złapie i wypuści, bo inaczej doprowadzimy do sytuacji, kiedy ryb nie będzie w Polsce. Łowiłem na Bugu, gdzie mam działkę i widzę jak ryba jest strasznie tępiona.

 

Jakie na polskich akwenach miał pan największe trofea?

– To było właśnie na Bugu – szczupak ośmiokilogramowy. W ubiegłym tygodniu złowiłem suma, który miał metr czterdzieści.

 

Jest pan smakoszem ryb?

– Lubię ryby, ale morskie. Poza tym, tę rybę z jeziora trzeba umieć odpowiednio przyrządzić. Natomiast polskie ryby w restauracjach uwielbiam.

 

Mistrzostwa odbędą się pod pana patronatem …

– Ci ludzie lubią mnie i tak to jest..

 

– Jak pan odbiera Gołdap?

– To naprawdę piękne, zadbane, kolorowe miasteczko i piękna okolica.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

 

 


Aktualności

Powiązane artykuły

Jeden komentarz do “Ukochanym moim miejscem były Wyspy Zielonego Przylądka

  1. Dom Kultury w Gołdapi

    Film Bogowie w Kinie Kultura od 24 października. Zapraszamy