Zdecydowanie do najbardziej nobilitujących kryteriów wartościowania literatury trzeba zaliczyć publikowanie w ogólnopolskich (lub zagranicznych) pismach literackich i recenzje w tychże. Są to m.in.: „Twórczość”, „Topos”, „Czas Kultury” i „Nowe Książki”. I właśnie to ostatnie pismo w ostatnim numerze zamieściło recenzję książki Jana Stecia Kryptonim „Statuja”.
Recenzja jest pozytywna, tytuł: „Wielka polityka i małe miasteczko”. Autor, Jarosław Petrowicz, pisze m.in.:
Polska tradycja political fiction jest raczej mniej niż skromna. Na upartego jakieś nazwiska można wyszperać; współcześnie mówi się o Jacku Dąbale (pseud. Jack Oakley) i – chyba niesłusznie – o Rafale Ziemkiewiczu. W wydawnictwie „z bliska” z Gołdapi, które publikuje książki związane m.in. z północno-zachodnim zakątkiem Polski, ukazała się debiutancka powieść Jana Stecia Kryptonim „Statuja”. Reprodukcja tytułowego ogromnego pomnika symbolizującego dwie „przyjazne” flagi, polską i radziecką, widnieje na okładce. Niedawno jednak statuę ze względów bezpieczeństwa rozebrano i zastąpiono tablicą już bez „braterskich” treści.
Jak przystało na polityczną powieść przygodową, na równych prawach występują tu bohaterowie fikcyjni i postacie z życia politycznego, zajmujące dużo (zbyt dużo?) miejsca nie tylko na pierwszych stronach gazet. Zatem obok zupełnie zmyślonych Apoloniusza Czobuta, Tomasza Jaronia, Remigiusza Kalaty i Andrzeja Muszkieta występują Władimir Putin i Donald Tusk, wspomina się również polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W utworze pojawiają się także przedstawiciele władz lokalnych: burmistrz Marek Miros to powieściowy Mirosław Marczak, a jego zastępca Jacek Morzy to powieściowy Zamorski.”
Niemal całostronicowy tekst kończy się pytaniami:
„Książki political fiction zazwyczaj tracą na aktualności wraz z toczącą się polityką.. Czy jeszcze spotkamy Andrzeja Muszkieta lub Jewgienija Łazorkina? Czy któryś z nich stanie się czymś więcej, niż bohaterem jednej tylko książki? Czy wyjdzie poza jej obręb, stając się postacią istniejącą dłużej niż „żywot motyla”?
Dziękuję Ci, Mentorze Drogi, za miłe słowo. Może nie trzeba było?…