Gdyby analizować największe zaskoczenia związane z gminną polityką to chyba do takich można zaliczyć woltę Wojciecha Hołdyńskiego, przewodniczącego Rady Miejskiej. Przecież z opozycji przeskoczył zdecydowanie na wręcz protagonistę działań burmistrza. Dlaczego tak jest? Niewykluczone, że pan przewodniczący poczuł się już po prostu… spełniony jako samorządowiec i osiągnął to do czego dążył.
Jednak zmiany partii czy stronnictwa w gołdapskiej gminnej polityce są raczej normą – to (jak powiedział kiedyś „znany klasyk lokalnej samorządności”) „stabilny kręgosłup moralny”.
Mimo to gdybyśmy nie widzieli tego co dzieje się na sesjach Rady Miejskiej to opowieści o tym przekraczałyby granice wyobraźni niejednej osoby i jestem pewien, że w tym względzie Gołdap jest ewenementem w skali kraju.
Łamanie przepisów ustawowych i poniżanie radnych są u nas też już normą – w dużej mierze dzięki grupie tzw. „radnych merytorycznych”. Bo czyż nie jest łamaniem przepisów jawna deklaracja burmistrza o odmawianiu odpowiedzi na rzeczowe pytania konkretnego radnego? Jest. Dziwne tylko, że nikt tego jeszcze nie zaskarżył lub przynajmniej nie skierował pisma do Rzecznika Praw Obywatelskich. Bo nieudzielanie odpowiedzi radnemu jest także nieudzielaniem odpowiedzi osobom spoza rady, śledzącym sesję.
Ale na to pozwala Wojciech Hołdyński, przewodniczący (?) Rady Miejskiej Gołdapi. Dlaczego na to pozwala? Odpowiedź raczej nie jest trudna.
Można by się zastanowić, czego tak naprawdę potrzebuje przewodniczący Wojciech Hołdyński, by czuć się spełnionym? Czy należy tu brać pod uwagę takie kategorie, jak – inicjatywy społeczne (pomijam jego pracę na stanowisku dyrektora PUP), wyważone (i prowadzone w duchu demokratycznym) kierowanie obradami Rady Miejskiej, odwagę oraz honor?
M.S.