Wielki pożar w mieście Goldapp

Pożary w Gołdapi zdarzają się i dziś, jednak nie są to zdarzenia zagrażające w tak wielkim stopniu bezpieczeństwu i życiu mieszkańców jak przed laty. W czasach gdy miejskie dachy kryty były słomianymi strzechami pożary były w mieście częstym zjawiskiem.

Dowiadujemy się o tym z artykułu Die große Feuersbrunst in der Stadt Goldapp am 16. Oktober 1834. zamieszczonego w Preußische Provinzial-Blätter. Tom 13, Königsberg 1835. Jego autorem jest Daniel Wilhelm Schröder, pastor i superintendent (odpowiednik dziekana) parafii Alte Kirche (dziś kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła).

W historii miasta odnotowano wielkie pożary w latach 1597, 1623, 1657, podczas najazdu Tatarów. W 1660 r. spłonęło 30 domów. 3 lipca 1662 r. piorun uderzył w trzy domy, a powstały w jego wyniku pożar zniszczył większą część miasta. W 1676 r. ogień zniszczył 55 budynków. W 1691 r. pożar objął prawie całe miasto, a w pożarze, który miał miejsce trzy lata później, w 1694 r. spłonęły także odbudowane domy. Ocalał kościół, dwa domy parafialne i trzy inne. Mieszkańcy otrzymali wówczas dziesięcioletnie zwolnienie od podatków, pod warunkiem, że budynki zostaną pokryte dachówką.

Częstą przyczyną pożarów były burze, najbardziej niszczycielskie nadciągały z południowego zachodu. Burze przyczyniały się do powstania pożarów: 16 czerwca 1747 r., 20 maja 1749 r., 19 sierpnia 1767 r., 7 lipca 1781 r., 6 sierpnia 1789 r., 12 czerwca 1796 r., 18 września 1804 r., 24 lipca 1816 r.

3 lipca 1832 r. piorun uderzył w wieżę starego kościoła, nie zapalając się, natomiast 15 czerwca 1833 r. uderzył w stodoły przed Kosaken–Tor, dzisiejszej ul. Warszawskiej, z których 20 spłonęło.

W niedzielę 17 listopada 1822 r., podczas nabożeństwa wybuchł pożar który pochłonął Jablonsche Strasse (dzisiejsza ul. Matejki i jej dalsze przedłużenie w kierunku południowym), w sumie 40 budynków. O podpalenie podejrzany był parobek, którego był również podejrzewany o podpalenie 30 sierpnia 1826 r. należącego do lokalnej społeczności budynku, w szlacheckim majątku Gehlweiden (Galwiecie). Chociaż wszelkie podejrzenia wskazywały na niego, nie postawiono go przed sądem gdyż powiesił się po tym jak otrzymał powołanie do wojska.

W 1826 r., 6 czerwca spłonęło 12 budynków gospodarczych i 40 stodół po południowej stronie miasta.

W 1830 r., 4 czerwca, na Mühlenstrasse (dziś Paderewskiego) wybuchł pożar, który strawił 22 budynki gospodarcze, a 18 poważnie uszkodził.

28 sierpnia 1833 r. przed Insterburgschen Tor (Brama Insterburska od strony północnej) spłonęło 14 stodół.

Największy pożar miał jednak miejsce w roku 1834. Tak wydarzenia opisuje pastor Schröder:

Ta straszna pożoga, która wybuchła 16 października 1834 roku, jest prawdopodobnie najbardziej znaczącą, od jakiej miasto kiedykolwiek ucierpiało, biorąc pod uwagę ostatnią masywną konstrukcję budynków. Podczas silnej burzy, która nadeszła z południa, tuż po północy rozległo się wezwanie do pożaru. Stodoły w górnej, południowej części miasta stanęły w płomieniach, a w ciągu kilku chwil wiatr rozprzestrzenił ogień także na miasto. Zalały je pożary siana i słomy oraz nie wymłóconego jeszcze zboża. Kilka domów przy Jablonsche Straße, które pod dachówkami były jeszcze kryte słomą, przeniosło je na domy po zachodniej stronie rynku. Ale budynki, które stały pośrodku, również zostały zajęte przez płomienie. Zapalił się ratusz, gmach sądu i inne prywatne budynki. Wichura przepędziła ogniste łachy ognia z południa na północny wschód i wkrótce, może po godzinie, paliły się także domy po północnej stronie rynku. Przez płonące oficyny tych domów ogień rozprzestrzeniał się na Angerburger i Insterburger Strasse, a nawet przez rzekę za dużym mostem do stojących tam stodół. Ponieważ mieszkańcy byli w pierwszym śnie, a kiedy obudzili się, by zobaczyć to przerażające morze ognia, szansa na ratunek była niewielka, chociaż miejscowi obywatele i mieszkańcy zwykle są w stanie powstrzymać pożary z największym wysiłkiem, nawet z narażeniem życia.

Dopiero, gdy z wielkim wysiłkiem udało się wydobyć z otoczonego płomieniami, ale ocalałego stosu sprzętu gaśniczego, 2 węże, 1 dyszę i 2 przenośne sikawki, przy ich pomocy udało się powstrzymać całkowite zniszczenie miasta.

To niemal cud, że zachowały się dwa kościoły, dwa budynki medyczne (chociaż pomieszczenia pomocnicze stanęły w płomieniach), dom nr 5, należący do rodziny zmarłego w 1825 roku burmistrza (Johanna) Gufera, dom byłego skarbnika powiatowego Friedricha na rynku oraz budynek szpitala przy Insterburger Straße. Pełny opis tego straszliwego pożaru nie jest możliwy, można przedstawić jedynie jego zarys, i tylko naoczny świadek może wyrobić sobie o nim zdanie. Pożar strawił:

1) Cztery budynki użyteczności publicznej, a mianowicie ratusz, budynek sądowy, stary dom szkolny obok starego kościoła, oraz więzienie sądowe. To samo dotyczy pomieszczeń wynajmowanych na potrzeby starostwa i apteki.

2) Sto dwanaście domów prywatnych, a mianowicie od nr 2 do 18, z wyjątkiem nr 5 i 10 wraz ze szpitalem nr 19, które zachowały się w płomieniach. Od nr 52 do 64, wśród których zachował się budynek mieszkalny superintendenta nr 57, ale bez budynków zaplecza. Od nr 343 do 357, wśród których nie spłonął dom radnego powiatowego Friedricha, oznaczony nr 348, ani tylne zabudowania nr 350, od nr 406 do 419, od nr 422 do 437 wszystko zostało spopielone, z wyjątkiem nr 422, oraz od nr 450 do 470, które również spłonęły. Oprócz tego 83 stajnie, 23 stodoły po południowej i 7 po północnej stronie miasta, 3 szopy, 17 budynków browarnianych, gorzelnianych, młyńskich, garbarnie i kuźnie, razem 266 budynków, które były ubezpieczone w Miejskim Funduszu Ubezpieczeń na 73.663 talary i w prywatnych firmach na 10 430 talarów w sumie na 84 093 talary. Poza tymi budynkami, 1 dom mieszkalny, 3 oficyny i 83 stajnie nie były w ogóle ubezpieczone. Dziesięć budynków zostało w mniejszym lub większym stopniu uszkodzonych.

W pożarze zginęło bydło: 15 świń, 8 krów, 1 koń, 11 drobiu. Jest jednak prawdopodobne, nie wszystkie przypadki zostały zgłoszone, mimo że ogłoszono publiczne komunikaty wzywające do takich rejestracji.

Dzięki Bogu, że nikt nie ucierpiał w tym strasznym pożarze, a tym bardziej stracił życie, choć większa część dobytku padła ofiarą płomieni.

Wszystkie rejestry magistratu, rajców miejskich trzech sądów, skarbiec starostwa powiatowego wraz z księgozbiorem w szkole zostały spalone, jedynie znaczna część dokumentacji i rejestry kościelne zostały przez obu pastorów uratowane i wraz ze skarbcem, srebrami i inwentarzem kościelnymi zachowały się w całości.

Przez szacunek dla mieszkańców nie chcemy przypisywać tego wielkiego nieszczęścia rękom nikczemnego podpalacza, lecz raczej nieodpowiedzialnej nieostrożności przy karmieniu bydła w oborach, gdy palą się latarnie lub też temu, że ktoś wyjeżdżając z miasta między stodołami w jasnym świetle księżyca, krzesał iskrę na hubkę by zapalić fajkę, a wichura porwała ją na strzechę i spowodowała tę pożogę.

Nieszczęście tego miasta jest wielkie, a straty poniesione przez jego mieszkańców straszne. Ale równie wielka, wręcz niesłychana, jest życzliwość szlachetnych ludzi z bliska i z daleka, która wspierała spalonych żywnością, pościelą, łóżkami, odzieżą, a zwłaszcza pieniędzmi, i która wciąż otwiera przed nimi swoje życzliwe ręce.

Już w dniu pożaru przybył tu Oberregierungsrat Schirrmeister, a kilka dni później Regierungs–Chef–Präsident (Szef Administracji) Thoma z Gumbinnen. Natychmiast powstało stowarzyszenie wspierające pogorzelców, w skład którego weszli: burmistrz Behrendt, starosta Seemen, radni Schutz i Bolk, sędzia Büttner, sekretarz Bethke, kupcy Gielke i Flatow oraz superintendent Schröder. Stowarzyszenie to wystosowało apel o wsparcie dla ofiar w gazetach w Królewcu, gazetach lokalnych, a także w „Gumbinnen Intelligenz–Blätter”. (…)

Właściciele ziemscy z tego i sąsiednich powiatów pospieszyli z pomocą, dostarczając potrzebującym żywność i odzież, a miejscowe stowarzyszenie i magistrat zapewniły w miarę możliwości mieszkania dla pogorzelców.

Teraz dary łaski i miłosierdzia, ubrania, łóżka, pościel, wyroby wełniane, sprzęt domowy i artykuły spożywcze napływały w nieoczekiwanie dużych ilościach z licznych miast, rejencji Królewieckiej i innych, bardziej odległych. W mieście Tylży pan superintendent Weber, dyrektor sądu miejskiego Reuter, pan sędzia Behr i pan rektor Seelmann połączyli siły i w publicznych gazetach wystosowali apel o wsparcie Gołdapi, który nie poszedł na marne, lecz przyniósł obfite owoce.

Pan Hartung, radny miejski i drukarz sądowy w Królewcu, jak również pan Krauseneck, drukarz w Gumbinnen, podjęli się żmudnego zadania zbierania i przesyłania datków na cele dobroczynne, które zostały ofiarowane w wyjątkowo dużej ilości. Jego Ekscelencja Naczelny Poczmistrz von Nagler łaskawie udzielił zwolnienia pocztowego dla przychodzących funduszy i przesyłek. Wielebne Towarzystwo Biblijne w Królewcu ofiarowało 87 nowych Testamentów w języku niemieckim, które rozdano pogorzelcom.

Mieszkańcy Gołdapi nigdy nie zapomną łaskawej ojcowskiej opieki Jego Ekselencji nadprezydenta Heinricha Theodora von Schön i wysokiego rządu w Gumbinnen, dzięki którym otrzymali tak nadzwyczajne korzyści.(…)

Do dnia dzisiejszego, 8 marca 1835 r., na pogorzelców otrzymano oraz wiernie i sumiennie rozprowadzano przez stowarzyszenie: 28 korców pszenicy, 238 korców żyta, 9 korców jęczmienia, 29 korców ziemniaków, 64 korce mąki, 34 korce grochu, 3 korce jęczmienia, 3 korce kaszy, 4 tony soli (1 tona soli = 405 funtów x 0,467 kg = 189,54 kg), 200 funtów słoniny, 10 funtów wędlin, 6 owiec, 3 świnie, 8 kurczaków, 117 bochenków chleba, 2 achtele drewna opałowego.(…)

W gotówce otrzymano jednak dużą sumę 6295 talarów, z której największą część przeznaczono na odbudowę spalonych domów, ale wciąż pozostaje kilkaset talarów, za które można było tej wiosny kupić zboże jare na zasiewy i sadzeniaki.(…)

Niech Bóg chroni to nieszczęsne miasto od tak przykrych doświadczeń w przyszłości, a wszystkich szlachetnych darczyńców obdarza swoimi najlepszymi błogosławieństwami.

Dnia 24 listopada 1834 r. o godzinie 8 wieczorem karygodne niedbalstwo spowodowało kolejny pożar na Mühlenstrasse, niedaleko kościoła, w którym spłonęła stajnia wypełniona dużą ilością siana i słomy. Aktywność mieszkańców w gaszeniu pożaru, a także fakt, że sąsiednie budynki pokryte były śniegiem i nie było wiatru, zapobiegły wybuchowi katastrofy.

Goldapp, 2 marca 1835 r.

Schröder, Superintendent i pastor.

Mieszkańcy wyciągnęli wnioski. W literaturze nie znajdujemy już informacji o podobnych wielkich pożogach. Zaczęto dbać o ochronę przed pożarem. Z pewnością istotne tu było zaniechanie krycia dachów łatwopalną słomą. Domy budowane były z cegły ceramicznej, kryte ceramiczną dachówką lub blachą. W 1882 roku powstała ochotnicza straż pożarna.

Od opisanych wydarzeń miasto płonęło jeszcze dwa razy, ale były to pożary wywołane działaniami wojennymi.

Remigiusz Karpiński


Aktualności

Powiązane artykuły