Był moim starszym kolegą z podwórka, z Kościuszki, z tak zwanego „placu”. Wielu go zapamięta z tamtych czasów jako chłopaka często bawiącego się w wojnę. Wojsko to była jego pasja wyniesiona niejako z rodzinnej tradycji. Bywało, że w wojnę bawiliśmy się w wtedy prawdziwą amunicją i prawdziwą bronią, tyle że zepsutą i przerdzewiałą.
Często wspominaliśmy tamte czasy. Jego ojciec przeszedł szlak bojowy do Berlina.
Toteż Jurek wybrał po liceum zawód taki, by spełniła się jedna z jego pasji i chyba też rodzinna tradycja – poszedł do szkoły chorążych.
Tuż po 89. roku wmieszaliśmy się wir gołdapskiej polityki i to dosyć radykalnie. Był jednym z pierwszych radnych. Potem zajął się estetyką miasta. Niektórych irytował wprowadzając swoje, czasem niepopularne, zmiany, stworzył między innymi skalniak w parku miejskim, w miarę budżetowych możliwości dbał o podwórka.
Należał do tych, którzy jak rzadko kto po prostu z Gołdapi się cieszyli. Najczęstszym tematem rozmów z nim było to, że akurat w naszym mieście buduje się coś nowego.
W jednej ze swoich pasji stanowił absolutny wyjątek (chyba w skali ogólnopolskiej) – jego modele kartonowe wzbudzały podziw na konkursach i u innych pasjonatów tej dziedziny. Robił je z benedyktyńską dokładnością i cierpliwością.
Odejściu Jurka towarzyszą paradoksy i ironia losu. Tuż przed chorobą czuło się u niego nowy oddech, poszedł na emeryturę, kupił nowe mieszkanie, wychodził uszczęśliwiony na spacery z pieskiem, zajął się swoim ulubionym modelarstwem.
I nagle choroba – nieuleczalna – i przedwczesne odejście, niedługo po tym jak pożegnał swojego długowiecznego tatę…
SIGNI
Jurek był wspaniałym człowiekiem, ale że budował modele dowiedziałem się teraz. Żegnaj Jurku,
Szkoda że odszedł, spędziliśmy razem kilka lat, mam kilka zdjęć z tamtych czasów, żegnaj Jurku.