Czy gminie potrzebna jest „gruba kreska”?

Mamy koniec kadencji samorządów i wchodzimy… Właśnie – w co wchodzimy? Czy w okres zmian na lepsze? Czy też będą się za nami ciągnęły sprawy niedokończone? Na dodatek jeden z kandydatów na burmistrza podczas kampanii zasygnalizował, że jest zwolennikiem grubej kreski. Zatem dmuchając na zimne…

Historia pokazała, że w polityce gruba kreska bywa ryzykowna, że nierzadko jednym z następstw takiej filozofii jest późniejsze odkrywanie szkieletów w szafie. I jestem przekonany, że zarówno nowi radni gminni jak i burmistrz ze swoimi pracownikami natkną się na wiele niemiłych niespodzianek. Choć im tego nie życzę. Wystarczy, jeśli ktoś rzetelnie zajmie się najważniejszymi, gminnymi dokumentami, choćby sposobem tworzenia wieloletniej prognozy finansowej w odniesieniu do realiów.

Krytykując tę (byłą już?) ekipę, najczęściej skupiamy się na zakładzie przyrodoleczniczym, zapominając o tym, że ta ekipa, stworzyła w dużej mierze klimat wczesnego peerelu, jeśli idzie o zarządzanie i stosunki międzyludzkie w gminnych instytucjach. Zlikwidowanie tej atmosfery powinno być jednym priorytetów. Za tym też idzie przywrócenie względnej autonomii gminnym instytucjom, zwłaszcza szkołom i placówkom kultury. Nie zapominajmy o innych zbabranych projektach.

Czy można wobec tego postawić grubą kreskę mając w pamięci sesje Rady Miejskiej ostatniej kadencji i skandaliczne zachowania burmistrza Tomasza Luto wraz z panią skarbnik oraz przewodniczącym Wojciechem Hołdyńskim, który bardziej reprezentował burmistrza niż radnych? Czy można postawić grubą kreskę nad zjawiskiem „gumkowania” tych, którzy nie zgadzali się z poprzednim burmistrzem? Czy można postawić grubą kreskę nad takimi zjawiskami, jak wykorzystanie przez Luto i jego ekipę publicznych pieniędzy na sfinansowanie studiów podyplomowych na Collegium Humanum? Dodajmy do tego niewykorzystane możliwości, jeśli idzie o zdobywanie środków zewnętrznych.

Można też zadać kolejne pytanie – jakimi inicjatywami na rzecz gminy podczas ostatnich dziewięciu lat wykazali się – Wojciech Hołdyński (pomijając jego działalność na stanowisku dyrektora PUP) i zastępca burmistrza Joanna Łabanowska? Choć zakładam, że mógłbym o jakichś ich inicjatywach nie wiedzieć. Mimo to oboje przypieczętowywali ten układ, który od wyborców dostał wyrazistą czerwoną kartkę. Czy tu też potrzebna jest gruba kreska?

Zatem obowiązkiem nowego burmistrza i jego (mam nadzieję nowych) współpracowników powinno być, moim zdaniem, uszanowanie woli wyborców i tej czerwonej karki, którą otrzymała poprzednia ekipa. By za nową ekipą nie ciągnął się po prostu ten nieprzyjemny klimat.

Ucieszyło mnie to, że burmistrzem Gołdapi został człowiek młody, nieobarczony za bardzo obowiązkami rodzinnymi, ponieważ zarządzanie gminą jest wyjątkowo absorbujące. Toteż staje on przed ogromnym wyzwaniem. Ucieszyło mnie to, że Rada Miejska wyraźnie się odmłodziła. Dobrze, że nowy burmistrz docenia kontakty zewnętrzne, bo pod tym względem gmina Gołdap w ostatnich latach była w dużej mierze odizolowana. Dobrze, że wypowiada się komunikatywnie i potrafi nieźle zaprezentować jakąś wizję. Mimo to zaniepokoiło mnie nadmierne obiecywanie nowego burmistrza, bo to może przywołać niemiłe wspomnienia. Swoją drogą… Poprzedni burmistrz też mówił o doktoracie podczas kampanii wyborczej…

Czyż nie lepiej jest najpierw dobrze rozejrzeć po gospodarstwie? Przecież większość obietnic realizujemy w ramach posiadanych środków finansowych.

I na koniec, wracając do grubej kreski. Można znaczenie tego zwrotu potraktować dwojako – jako odżegnanie się od sposobu zarządzania poprzednika, albo też jako przymknięcie oczu na (mówiąc delikatnie) niedoróbki i współpracę z tymi, którzy walnie się do tych niedoróbek przyczynili (i nie mam tu na myśli tych kilkudziesięciu pracowników Urzędu Miejskiego tylko kilkuosobową „wierchuszkę”).

Moim zdaniem po doświadczeniach ostatnich lat gminie Gołdap pod tym względem zdecydowanie potrzebne jest katharsis.

M.S.


Aktualności

Powiązane artykuły