Nie będzie już z nami Marka, jego energii, jego optymizmu i jego poczucia humoru. Tej pustki nic nie wypełni. Odszedł przedwcześnie po ciężkiej chorobie.
W ostatnich latach co dwa tygodnie spotykaliśmy się u naszego kolegi, by podyskutować. Wciąż zaskakiwał swoją wiedzą historyczną i polityczną. Dużo czytał, ale też słuchał dobrej muzyki. I zdecydowanie te cechy miały istotny wpływ na jego sposób kierowania gminą, zwłaszcza na niepowtarzalny klimat duchowy naszej małej ojczyzny. Jak rzadko kto umiał zjednywać sobie kolegów i przyjaciół.
Był osobą wybitną, znaną również poza Gołdapią i regionem. Samorząd był jedną z jego pasji, samorządem do końca żył, świetnie się na tym znał i znakomicie to czuł. W ramach ogólnopolskich korporacji samorządowych współtworzył niejednokrotnie lobby, mające wpływ na niektóre decyzje parlamentu. To podczas jego kadencji jako burmistrza Gołdapi gmina dokonała zasadniczego zwrotu w kierunku rozwoju i otwartości na świat, ekonomicznie startując niemal od zera.
Spieraliśmy się nierzadko, ale w dyskusjach światopoglądowych starał się unikać uprzedzeń. Pomagał poszkodowanym przez los. Smutny paradoks wiąże się z tym, że akurat był na etapie porządkowania życia i swojego, szeroko pojmowanego domu.
Nie będę tu szerzej wspominał o jego wpływie na Gołdap, na rozwój i życie w naszym mieście, bo mówiłbym o rzeczach oczywistych. Tym bardziej że ze względu na obfitość wydarzeń (również anegdotycznych) związanych z Markiem Mirosem jest to materiał na grubą książkę. Na to przyjdzie czas.
Dużo wyjeżdżał, nawet na emeryturze, choćby w trakcie pisania swoich książek o wielokadencyjnych samorządowcach. I wtedy nierzadko proponował mi bym się z nim zabierał. Chętnie korzystałem z tych propozycji, bo nam się świetnie rozmawiało, również dlatego, że unikał narzekań – według niego wszystko miało szansę na dobre zakończenie. Jak się okazało jednak nie wszystko…
Mirosław Słapik