Jak w Kumieciach było tuż po wojnie

bunkry_35Jako że artykuł Zbigniewa Mieruńskiego wzbudził zainteresowanie (i być może spowoduje jakieś działania) to przypominamy rozmowę o Lesie Kumiecie, którą zamieściliśmy u nas kilka lat temu.

O dawnym kompleksie umocnień „Robinson” rozmawiamy z Romulusem Germaniukiem.

Okazuje się, że posiadasz dodatkową wiedzę na temat gołdapskich bunkrów. Jak się zaczęła Twoja przygoda z gołdapskimi umocnieniami, jeśli to w ogóle można nazwać przygodą?
– Przyjechałem do Gołdapi z rodziną w kwietniu 1946 roku, ponieważ ojciec podjął tu pracę przy organizacji i administracji Lasów Państwowych. Wówczas byłem w wieku około czterech lat. Zamieszkiwaliśmy na tzw. „Podlasiu”. Miałem rodzeństwo – dwóch starszych braci. I z nimi zwiedzaliśmy tereny, gdzie w tej chwili znajduje się Sanatorium „Wital”. Widać było wyraźnie, że stacjonowała tam jednostka wojskowa, wśród bunkrów podziemnych i naziemnych, baraków, wież obserwacyjnych. Była to cała infrastruktura – wodociągowa, elektryczna i telefoniczna, baseny przeciwpożarowe, siatki maskujące na odkrytych terenach. Był też tor kolejowy, który przebiegał przez ten teren z małą stacyjką i wartowniami – wiódł dalej w stronę jeziora, za granicę, która przecinała jezioro Gołdap.

Zacznijmy może od tej strony, która jest bliżej „Leśnego Zakątka”, którą niedawno zwiedzaliśmy. Opowiadałeś, że Twoim zdaniem było tam jakieś kasyno.
– Tak, to było kasyno. Był to budynek dosyć wysoki. Mieścił się przy drodze wyjazdowej od strony, gdzie mieszka teraz dyrektor sanatorium. Obecnie są tam fundamenty, budynek w normalnym stanie, lekko uszkodzony, jak to w czasie działań wojennych. Posiadał dużą kuchnię w suterenie, windę do podawania dań i różne inne urządzenia, które świadczyły o tym, że musiał to być budynek o takim charakterze. Bliżej „Leśnego Zakątka”, gdzie byliśmy razem znajdowały się chlewnie, bo widoczne były urządzenia, które o tym świadczyły. Była również hodowla psów –  budy, ogrodzenia, a zaraz obok na takim płaskim terenie znajdował się stadion sportowy z żużlową bieżnią. Stały jeszcze bramki pomalowane w białe, czarne i żółte pasy.

Wspominałeś też o tym drastycznym pierwszym wrażeniu…
– W tym niby kasynie, właśnie w tej kuchni, było dosyć duże okno. Wybite pewnie przez jakiś pocisk, więc można było zajrzeć. Na stole leżały zwłoki dwóch żołnierzy radzieckich. Ciała były w dobrym stanie, nie były naruszone. Jeden z nich miał zabandażowaną głowę z czarną plamą krwi, drugi miał urwaną stopę, która leżała obok na stole. Po zgłoszeniu do władz, zwłoki zostały stamtąd zabrane. Cały teren naszpikowany był wszelkiego rodzaju niewypałami, amunicją, minami i wszelkimi pozostałościami po wojnie. Tu i ówdzie znajdowało się zardzewiałą broń, na łąkach leżały zwłoki niepochowanych żołnierzy – a to rosyjskich, a to niemieckich. Mówiła o tym bujna, wysoka trawa wokół, gdzie znajdowały się kości i jakieś tam odznaki, klamry, guziki, świadczące o przynależności tego żołnierza.

Nie bałeś się chodzić po tym terenie?
– Bałem się. Najbardziej jednak bali się rodzice, bo zdarzały się różne wypadki, np. wejścia kogoś na minę. Dzieci i młodzież mało odpowiedzialni zabierali się za rozbieranie tych znalezisk, niewypałów, amunicji i często było tak, że to się rozrywało i ginęli ludzie, krowy konie. Mimo tego, że się bałem, to ciągnęło mnie tam, zaglądania w różne miejsca. Była tam masa nie zakrytych studni, kanałów, szamb, co groziło spadnięciem, utonięciem.

A same bunkry – jak one wyglądały?
– Normalnie, one były puste. Nic w środku nie było – jakieś gruzy, śmieci, nic ciekawego w tych bunkrach nie było.

Mówiłeś też o wieżach strażniczych, że stały. Gdzie są teraz resztki tych wież?
– Zrobiłeś zdjęcie fundamentów jednej z nich. Tych wież było na co najmniej trzy, może i cztery na terenie tej jednostki polowej. Były drewniane wieże, posiadały wejście, drabiny i takie budki widoczne nad lasem, nad koronami drzew.

Te budynki pokoszarowe między bunkrami, których resztki teraz widzimy, w jakim stanie były?
– Były w bardzo dobrym stanie. Były to drewniane baraki na betonowych fundamentach, z podwójnych drewnianych ścian. W środku była szklana wata. Baraki były wyposażone we wszelkie urządzenia sanitarne, w miejsca na łóżka. Ale łóżek nie było, ponieważ prawdopodobnie ktoś je wcześniej zabrał. Baraki były puste, ale były dosyć pomysłowo zrobione, ponieważ można je było rozebrać, postawić w innym miejscu albo zrobić mniejsze lub większe. Zresztą później te baraki były wykorzystywane przez ludzi, przez władzę, nawet nadleśnictwo ponownie je wykorzystywało. Część tych baraków została przeniesiona i zmontowana za Jurkiszkami i wtedy to nowe miejsce nazywano „barakami”. Teraz się mówi, że się jedzie „na baraki” na grzyby na przykład. Baraki te służyły za mieszkania robotnikom leśnym, którzy byli ściągani z tzw. starych terenów – Suwalszczyzny i Białostocczyzny. Był koniec lat czterdziestych i na początku lat pięćdziesiątych.

W tym czasie pewnie jeszcze były ślady maskowania?
– Tak, ślady maskowania były bardzo długo. Nawet do lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych – powiedziałbym. Spacerując tamże widziałem jeszcze takie liny, do których były przymocowane siatki maskujące.

Na jakim budynku według Ciebie stoi budynek sanatorium?
– Tam stały dwa baraki drewniane i one zostały obudowane bardzo grubym murem oraz solidnym stropem. To jest tam, gdzie w tej chwili się mieści kawiarnia i stołówka.

A ten szpitalik sanatoryjny, tam kiedyś działała brygada remontowo-budowlana – co tam było?
– To był poniemiecki murowany budynek, teraz został podwyższony, ulepszony. Zresztą obok, gdzie teraz są borowiny, był taki bunkier parterowy, też solidnie zbudowany i tam widoczne były ślady elektrowni. Był również basen przeciwpożarowy, który został zasypany. Zostały w tej chwili dwa baseny.

Na pewno widziałeś to, co nazywane jest hamownią do silników rakiet. Jak to wyglądało?
– To wyglądało, tak jak do niedawna, zanim w latach siedemdziesiątych tego saperzy nie rozwalili. To była odlana z betonu budowla o dziwnym kształcie – z boku patrząc w kształcie trójkąta lub trapezu, gdzie były dwa pomieszczenia o bardzo grubych murach, niedużych okienkach i bardzo grubych sklepieniach. To było zwrócone wyższą stroną w kierunku olbrzymiego wykopu, który szedł w kierunku granicy, a z wierzchu na tym trapezie był taki jakby podjazd. Po obu stronach były bariery betonowe, potem to się urywało. To musiała być jakaś niedokończona budowla. Natomiast w tym dole, do którego był zwrócony, były  ściany wykonane do stanu zerowego i po środku chyba trzy rzędy słupów, które prawdopodobnie miały dźwigać jakiś strop. Przed tą budowlą były trzy bunkry naziemne, które miały z nią jakiś związek.

Czy oprócz tego, znanego torowiska, przylegającego do tych trakcji kolejowych były tu jeszcze jakieś inne?
– Wąskotorowych w ogóle nie było.

Jak wyglądały drogi tego kompleksu?
– To były utwardzone, żwirowe drogi.

A całość? Takie już końcowe wrażenie, kiedy się tu wchodziło? Czy te bunkry zauważało się po jakimś czasie, czy od razu rzucał się w oczy kompleks budynków?
– W miarę zagłębiania się w las, pojawiały się nowe budowle. Zresztą cały teren tej, polowej niby jednostki, był ogrodzony drutem kolczastym. Przy bramach wjazdowych, a szczególnie od strony ulicy Gumbińskiej, były takie punkty wartownicze z jednej i drugiej strony.

Mówiłeś o stadionie, mówiłeś o tym kasynie, mówiłeś o barakach, które zostały na jakiś czas. Powiedz mi, czy na przestrzeni kolejnych lat, to wszystko pozarastało trawą, czy jakieś elementy tego były gdzieś wywożone?
– Były na pewno wywożone, ponieważ teren ten nie był przez nikogo strzeżony i, jak słyszałem z opowiadań, nierzadko ktoś kto potrzebował jakichś materiałów przyjeżdżał tu, rozbierał barak i stawiał u siebie.

Rozminowanie tego terenu szybko nastąpiło?
– Rozminowanie było, ale zrobione niedokładnie. W zasadzie teren był rozminowany jeszcze przez Armię Czerwoną. Jeszcze do lat sześćdziesiątych, może i nawet siedemdziesiątych gdzieniegdzie na murach można było znaleźć napisy farbą, np. „Min nie ma, starszy lejtnant Janczenko”. Tych napisów było sporo, tzn. ktoś zostawiał swoją wizytówkę i informację, że rozminował ten teren. Jednak to było wtedy takie pobieżne rozminowanie, bo nie było na to czasu.

Na pewno pamiętasz, że przy wejściu do obecnej „Jedynki” był jakiś schron i przy liceum. Różne mity krążyły na jego temat – może wiesz coś o tym?
– Niemcy szykowali się do wojny i zdawali sobie sprawę, że muszą zbudować jakieś schrony przeciwlotnicze. Takie po prostu, w których mógłby się każdy mieszkaniec schować. Myślę, że takie schrony, które były przy „Jedynce”, to przy bezpośrednim uderzeniu bomby na pewno nikogo by nie uchroniły, bo były za słabe. Jednak od granatów i kul na pewno. Przy „Jedynce” był bardzo długi bunkier, który się ciągnął od ulicy Szkolnej aż do Wąskiej i miał dwa wejścia.

I takie wejścia do schronów są na tzw. strzelnicy, nie wiem czy widziałeś?
– No tak. Tam do pewnego czasu można było chodzić, zresztą widać było, że trwały strasznie zacięte walki. W pobliżu tego miejsca, nad rzeką, jest taka skarpa, tamtejszy las był tak zmasakrowany… Na tych polach ciągnących się do Gołdapi przez wiele lat było mnóstwo pozostałości powojennych. One się tam jeszcze będą znajdowały. W latach pięćdziesiątych w czasie zaorywania tego terenu znajdowało się jeszcze dużo amunicji, czaszki, buty i inne wojenne pamiątki.

Dziękujemy za rozmowę.


Aktualności

Powiązane artykuły

5 komentarzy do “Jak w Kumieciach było tuż po wojnie

  1. Toffik

    Bardzo fajny artykuł. Wciągający. Szkoda tylko że wszystkie budowle są tak zaniedbane w lasach, przecież też mogą być atutem turystycznym Gołdapi, szkoda że o tym się nie mówi – przynajmniej głośno.
    Przyjeżdżali by ludzie ze wschodu i zachodu aby zobaczyć jak ich dziadowie i pradziadowie walczyli o Polskę – jak zbroili się przeciwnicy itd.
    Pozdrawiam. 5+ za artykuł

  2. jagoda

    Mieszkałam w Jurkiszkach i pamiętam baraki drewniane i młodych ludzi, którzy skoro wiosny przyjeżdżali do pracy w lesie, wieczorami rozlegał się śpiew.
    Baraki były drewniane, podzielone dla mężczyzn i kobiet. Myślę, że organizatorem tych prac było Nadleśnictwo. Były to lata 60, piękne lata, żal ich uroku.

  3. Iwona S.

    no tak.więcej hisotorii, a skąd teraz pan, właściciel VITALU , bogacz, pewnie, z historią, czy kapral SB pozdrawiamy i informacji trochę prosimy

    1. Anonim

      Nie kapral tylko szeregowy na cenzurowanym. Gdyby był kapralem to by miał na własność przynajmniej całe miasto Gołdap albo i powiat. SB miało dużą siłe

      mały

  4. ega6

    Świetna rozmowa. Warto wiedzieć jak tu było wcześniej. Dziękuję.