To jest przyszłość

pan_s_tolwinski_7

pan_s_tolwinski_7Rozmawiamy ze Stanisławem Tołwińskim, biznesmenem, pasjonatem lotnictwa, również kapitanem jachtowym.

Zanim przejdziemy do tematów związanych z pańskimi planami budowy lądowiska w okolicy Gołdapi, może powiedzmy krótko o pana działalności, o początkach…

– To miejsce (rozmawiamy na lotnisku) jest wyłącznie moim społecznym zaangażowaniem i misją publiczną, którą prowadzę pod hasłem „Lotnicze Mazury”. Biznesowo jestem związany głównie z Warszawą, gdzie jestem szefem grupy firm. Natomiast tu, na lotnisku, które zostało nabyte przeze mnie i moich partnerów, założyłem i utrzymuję swoimi środkami „Aeroklub Krainy Jezior”. Od czternastu lat realizuję różne imprezy, które zaczynają się w maju, kończą w październiku. Jest to cykl tak intensywny, iż możemy powiedzieć, że w jednym aeroklubie robimy połowę polskich imprez aeroklubowych. Imprezą najważniejszą, która nam wszystkim daje największą satysfakcję i jednocześnie promuje region jest: „Międzynarodowy Zlot Przyjaciół Lotnictwa i Mazur” a jego finałem są jedyne tego typu pokazy lotnicze: „Mazury AirShow”. Wcześniej był to „Festyn lotniczy Mazury”. Mimo niezbyt długiego stażu, w aeroklubie mamy już swoje liczne splendory, choćby tak zwane „Błękitne Skrzydła”, Honorową Odznakę „Za Zasługi dla Turystyki” (przyznana przez Ministra Sportu i Turystyki), Statuetkę „Najlepszy Produkt i Usługa Warmii i Mazur” (przyznawana przez Marszałka Województwa), Statuetkę „Lotniczego Orła 2011” w kategorii Promotor Roku i wiele innych. Natomiast ja, mimo że  nigdy nie byłem związany  zawodowo z lotnictwem, również otrzymałem „Błękitne skrzydła”, nadawane przez Krajową Radę Lotnictwa i miesięcznik „Skrzydlata Polska”. To jest wielce nobilitujący dowód uznania środowiska lotniczego i niewątpliwa satysfakcja dla mnie oraz moich współpracowników społecznych.

W jakim stanie było to lotnisko, kiedy pan je objął? Widać tu taką różnorodność maszyn…

– Reanimowałem właściwie zapomniane lotnisko, które w czasie II  Wojny Światowej było lotniskiem supertajnej kwatery Hitlera. Obecnie moim kilkuletnim staraniem są tu najładniejsze pasy startowe. Co prawda trawiaste, bo na tym historycznym lotnisku stare (wojenne jeszcze) betonowe pasy startowe nie nadają się do bezpiecznej eksploatacji.

To tu lądował wódz III Rzeszy…

– Tak, to było funkcyjne lotnisko supertajnej kwatery Hitlera (w Gierołży), ale korzystało również z niego Dowództwo Wojsk Lądowych Wermachtu (w Mamerkach). Są tu pozostałości tamtej (wojennej) infrastruktury, choćby stojanki messerschmittów. Tu gdzie siedzimy był główny hangar obsługujący samoloty eskadry Hitlera. Po wojnie został rozebrany i obecnie jest halą widowisko-sportową w Mielcu.

Właśnie z tego miejsca realizuję (jak już wcześniej powiedziałem) swoją misję publiczną i tu wydaję pieniądze rodzinne, ponieważ to co robię dla promocji regionu oraz popularyzacji lotniczej komunikacji daje mi dużo satysfakcji. Jestem poza tym przekonany, że to dobrze służy różnorakim interesom jednego z najpiękniejszych regionów. Chcę również tym, co robię wrócić w jakimś sensie do znacznie większej lotniczej penetracji regionu, choćby takiej jak przed wojną. W skrócie mówiąc… W tamtych czasach na Mazurach działało kilkanaście lotnisk, a np. do Giżycka przylatywał 12-silnikowy wodnosamolot  Dornier DO –X , który lądował na jeziorze Niegocin przywożąc 100 pasażerów.

Pan się już wcześniej interesował lotnictwem, czy to się pojawiło nagle?

– Jestem w ogóle kapitanem jachtowym. Przez wiele lat byłem szefem Centrum Wychowania Morskiego w Gdyni, armatorem „Zawiszy” i pierwszym, który praktykował zimową eksploatację tego żaglowca na morzach południowych. Byłem przez wiele lat sekretarzem generalnym, wiceprezesem, i przez 6 lat prezesem Polskiego Związku Żeglarskiego. Uważam, że żeglarze to dusze pokrewne lotnikom, głównie szybownikom. Przyszła więc potrzeba weryfikacji siebie w innej dziedzinie. Zrobiłem licencję już jako człowiek w miarę dojrzały, bo mając 55 lat. Latam już od kilkunastu lat i – szczerze mówiąc – bardzo się wewnętrznie dowartościowałem.

Proszę powiedzieć, jaką maszynę darzy pan szczególnym uczuciem?

– Mnie się bardzo podoba AN 2, ale nie stać nas na to, by go często eksploatować. Bardzo fajny i super bezpieczny samolot. Ma natomiast jedną wadę, dużo pali. Śmiejemy się, że on tyle pali, ile leci. Jak leci 160 km/h, to pali 160 l.

Ja na ogół, krążę między Warszawą-Ursynowem, gdzie mam dom, i tym miejscem (lotniskiem Wilamowo), bo w sąsiedztwie lotniska też mam gospodarstwo. Na pokonanie tej trasy samolotem potrzebuję około godziny. Bywa jednak tak, kiedy jest tłok na ulicach Warszawy, że z Ursynowa do samolotu na lotnisko Babice (Bemowo) jadę godzinę i czterdzieści minut.

Jestem na takim etapie – z racji choćby tego, że jako „stypendysta ZUS-u” – mógłbym robić tylko to co mi sprawia przyjemność i w pewnym sensie tak się dzieje. Ciągle jednak funkcjonuje zawodowo (by mieć środki finansowe na aktywną działalność) i z pewnym zaangażowaniem oraz przekonaniem o słuszności działań, pełen wysiłek wkładam dla „Lotniczych Mazur”, nawet, jeśli ktoś tego jeszcze obecnie nie dostrzega.

Przypomnijmy, na czym polega „ Mazury AirShow”…

– Tu jest wiele elementów. „Mazury AirShow” są spektakularnym dla mieszkańców i turystów finałem „Międzynarodowego Zlotu Przyjaciół Lotnictwa i Mazur”. Zapraszając na Zlot… Mówię gościom z zagranicy, że samolot zobaczą tylko dwa razy – w dniu przylotu i wylotu z Mazur. Przez okres pobytu na Zlocie mają jedynie zażywać przyjemności turystycznych, penetrując Krainę Wielkich Jezior Mazurskich i towarzyskich. Przecież po to ich tu zapraszamy!  Program pobytu na Mazurach jest tak przygotowywany by było warto wracać do naszego regionu wielokrotnie. Kiedy przylatują na Zlot, swoimi samolotami wzbogacają wystawę statyczną  – dostępną do zwiedzania przez publiczność na lotnisku Kętrzyn Wilamowo. Zlotowicze… aktywnie odpoczywają w regionie – dając zarobić branży usług turystycznych – natomiast pokazy lotnicze załatwia często kilkunastu pilotów, którzy mogą być na przykład zakontraktowani. „Mazury AirShow” to jest wyjątkowa różnorodność propozycji widowiska – to są loty zespołowe, to są akrobacje zespołowe, to są akrobacje pojedyncze, lądowanie na jeziorze albo skoki spadochronowe.

Zawsze jest kilka bloków pokazów. Ponadto od kilku lat przylatuje do nas ze Szwecji „Dakota” DC-3 zwana przez użytkowników „Daisy”. W ubiegłym roku był S 38 Sikorski „rodem” z 1928 roku, który brał udział w filmie „Aviator” i wylądował u nas na jeziorze Niegocin. Chcę przy okazji wykorzystać do tej imprezy tutejsze akweny i spopularyzować nowe możliwości dla Mazur. Nasza impreza jest czasami bardziej znana za granicą niż w Polsce. Natomiast nasi goście z zagranicy robią Mazurom fantastyczną robotę promocyjną i niezwykle chętnie w kolejnych latach wracają w „mazurskie klimaty”

 

Teraz Gołdap… Czy w przypadku Gołdapi mówimy o lądowisku, czy lotnisku?

– Ja jestem zwolennikiem pewnych etapów, po to, by nie położyć sprawy. Tym bardziej, że jeszcze nie ma zrozumienia dla idei lotnisk u przeciętnego obywatela tego regionu. Wielu uważa, że to są jakieś fanaberie. Mało kto sobie zdaje sprawę z tego, jakie to ma znaczenie w infrastrukturze komunikacyjnej. Nawet mimo tego, że nie są to miejsca dla mas. Są to natomiast miejsca dla określonych grup społecznych, reprezentujących kapitał. To mogą być ci, którzy przylecą, wydadzą pieniądze i na dodatek zainwestują. Przykładem może być osada powstająca nad Niegocinem – kompleks domków z pasem startowym. Po prostu ludzie kupują nieruchomość na Mazurach i dolatują do siebie. I to jest przyszłość sprawdzona już w wielu miejscach Europy czy Ameryki. Takich przykładów prywatnych lądowisk na Mazurach jest coraz więcej (Babięta, Mrągowo, Kikity, Stare Juchy) i będą następne. Niedaleko Gołdapi w miejscowości Giże (Gmina Świętajno) za miesiąc, Ryszard Suchocki zakończy i odda do eksploatacji kolejne lądowisko – przy swoim gospodarstwie agroturystycznym.

Na to trzeba patrzeć pod takim kątem – lotniska i lądowiska napędzają zainteresowanie najbliższą okolicą, ale będą również dawały nowe miejsca pracy jak i dodatkowe możliwości biznesowe dla regionu.

Wobec tego w przypadku Gołdapi będziemy mówili na początku o lądowisku…

– Na czym rzecz polega… Lądowisko to jest koszt 200 – 300 tysięcy, a lotnisko to sprawa znacznie poważniejsza finansowo. By bezpiecznie wylądować musi być kawałek równego i utwardzonego obszaru z wykoszoną trawą. Może być postawione dookoła ogrodzenie leśne z dużą siatką. Jeden kontener, jeden rękaw ze wskaźnikiem kierunku wiatru i podłączenie elektryczności. Dobrze by był jakiś gospodarz, który na przykład to wykosi. I tyle na początek by wystarczyło.

Jestem więc za tym, by zaczynać od lądowiska, ale od razu z perspektywą. Jak będzie nas stać to potem robimy drogę asfaltową lub betonową a następnie np. hangary lub inne obiekty kubaturowe. W takim też kontekście rozmawialiśmy z Panem Burmistrzem Mirosem o Botkunach. Ale to będzie bardziej realne w momencie, kiedy ureguluje się sytuacja własnościowa tego miejsca. Bo trzeba zadać sobie pytanie – czy dzierżawa na dwa lata może się komuś opłacać? A tak jest obecnie! Myślę, że władze Gołdapi nie będą przeciwne temu, by najpierw ustabilizować sytuację własnościową na tym gruncie, z zastrzeżeniem w akcie notarialnym, że docelowo teren jest przeznaczony na lotnisko.

Jaki to jest obszar?

– Tam jest dwadzieścia parę hektarów. Należałoby dodatkowo dobrać kawałek gruntu znajdującego się między tym ewentualnym lądowiskiem a Gołdapią. Obecny właściciel tego przyległego gruntu jest na to bardzo otwarty a dzierżawca zasadniczego gruntu (przeznaczonego w planie na lotnisko) jest gotów przystąpić do wykonania lądowiska po sensownym uregulowania jego statusu, za czym ja bardzo obstaję. Jak widać z dotychczasowych rozmów klimat jest dobry. Należy pilnie przejść do konkretnego działania!

Na czym by tu polegała pana rola?

– Na razie to my jesteśmy motorem tej całej sprawy. Chcemy pomóc w całej logistyce i w dokumentacji. Praktycznie prawie beznakładowo z naszej strony chcemy pomóc przy zorganizowaniu takiego bezpiecznego miejsca do lądowania. Wtedy Gołdap stanie się pewnym punktem na mapie różnych wypadów lotniczych. Zacznijmy od czegoś, co napędzi zainteresowanie. Potem dalsze inicjatywy rozwoju gołdapskiej infrastruktury lotniczej. Tysiąc metrów drogi, to ślepa ulica, droga donikąd a 1000 metrów pasa startowego, to droga na świat. Wydaje mi się, że nie ma innej przyszłości od tej, jak zaprzyjaźnienie się z ideą lotniczą. To jest konieczność cywilizacyjna. Osobiście uważam, że General Aviation (lotnictwo ogólne) w XXI wieku odegra wyjątkową rolę w komunikacji i standardzie podróży społeczeństw.

By zmobilizować do działań siebie i moich gołdapskich przyjaciół na rzecz uruchomienia jak najszybciej lądowiska, zaplanowałem w kalendarzu Aeroklubu Krainy Jezior pn. Rajd na SAFARI  „Kętrzyn – Gołdap 2012” . Nieprzewidziane okoliczności – niespodziewane odejście dzierżawcy terenu „na wieczną wachtę” uniemożliwiły takie zaawansowanie przygotowania lądowiska, by można było zaplanowany Rajd zrealizować w okresie „Dni Gołdapi” . Odwołując go w tym roku, nasz zamiar pokazania Gołdapi na mapie lotniczych – rajdowych połączeń, chciałbym abyśmy zrealizowali skutecznie w 2013 roku.

Na koniec o tej obywatelskości, do której pan wcześniej nawiązał…

– Zacznę od tego, że odnoszę się z dużą atencją do mieszkańców powiatu gołdapskiego, którzy, mimo niezbyt dużej znajomości mojej osoby znacznie mnie poparli w wyborach do senatu. Przy tej okazji, i za pośrednictwem tego wywiadu, chciałbym jeszcze raz podziękować za okazaną życzliwość! Natomiast, nawiązując do pytania – na bazie moich obserwacji dochodzę do wniosku, że nie istnieje praktycznie pojęcie społeczeństwa obywatelskiego. Nawet, jeśli funkcjonuje slogan, to on się nie przekłada na praktykę. Nie widać u ludzi potrzeby współdziałania razem, z lokalną społecznością, z samorządem. Ja bym chciał, aby powstała moda na aktywność publiczną w sprawach obywatelskich. Bez strukturalnych powiązań. Chodzi o skupienie w działaniu ludzi o różnych poglądach, ale w interesie wspólnym. Zamierzam w tej sprawie podjąć działania, które bardzo powoli, ale konsekwentnie będą zmierzały dla osiągnięcia tego celu.

Dziękujemy za rozmowę.

Ja również dziękuję za możliwość pewnego przekazu społeczności gołdapskiej. Przy tej okazji zapraszam mieszkańców powiatu gołdapskiego na pokazy lotnicze „Mazury AirShow 2012”, które odbędą się 4 i 5 sierpnia , w Giżycku, nad jeziorem Niegocin oraz wystawę statyczną na lotnisku Wilamowo. A więc do zobaczenia!

pan_s_tolwinski_10 pan_s_tolwinski_9 pan_s_tolwinski_9 pan_s_tolwinski_11 pan_s_tolwinski_6 pan_s_tolwinski_5 pan_s_tolwinski_4 pan_s_tolwinski_3 pan_s_tolwinski_2 pan_s_tolwinski_1 wodnosamolot_nad_woda Rastenburg-Sp5-9-DOX-auf-dem-Loewentinsee_1 (9)

 


Aktualności

Powiązane artykuły

2 komentarzy do “To jest przyszłość

  1. Paweł

    Takim ludziom, z pasją, którzy, choć niekoniecznie związani z naszym miastem, chcą zrobic dla nas coś trwałego powinniśmy mówić – dziękuję, i pamiętać o nich przy kolejnych decyzjach wyborczych. Naturalnie o ile nie będą to tylko słowa.

    Nikt jeszcze nie głosował.
    Please wait...
  2. J.

    Naprawdę piękne fotki, byłem tam i widziałem na własne oczy. Warto odwiedzać Wilamowo i imprezy tam organizowane. I zgadzam się z wpisem Pawła. Lądowisko, a może potem i lotnisko, to kolejny interesujący i ważny aspekt wyróżniający nas na całych Mazurach. Takie działania miasto powinno wspierać.

    Nikt jeszcze nie głosował.
    Please wait...