To rzecz głęboko przeżyta

przystanek_dla_bocianow

przystanek_dla_bocianowTo była piąta już edycja, wymyślonych przez Jarosława Jasińskiego, spotkań z naturą i sztuką „Nasze i nie nasze krajobrazy”. Po tych pięciu latach bez ryzyka można stwierdzić: spotkań niezmiernie ważnych i godnych wspierania.

W sobotę wieczorem rozpoczęło się od wystawy zdjęć gołdapskich fotografików. Potem na sali widowiskowej miała miejsce projekcja kolejnego filmu Józefa Romasza.

Na pierwszy rzut oka i ucha film gołdapianiania i profesora łódzkiej filmówki „Przystanek dla bocianów” można odebrać jako rzecz o wolności artysty, szukaniu tożsamości przez jednego z nich i asymilowaniu się – by tak rzec – w społeczności malutkiej wsi wschodniomazurskiej.

Ale im bliżej końca obrazu, tym więcej płaszczyzn. I tu akurat wcale nie obchodzi mnie jaką tezę postawił sobie autor. Być może zachwycił się życiowym wyborem głównych bohaterów, być może ich współżyciem z mieszkańcami i przyrodą.

Bowiem w tej całej oryginalności realizatorskiej, poetyckości i artystycznym nieładzie, pojawia się głębokie zamyślenie. Pytanie: ile sensu dają nasze artystyczne i życiowe poszukiwania? Także to prozaiczne: czy więcej szczęścia daje sztuka, czy pogoń za zdobyczami cywilizacji? Czy w teraźniejszości nie zanika gdzieś duchowa potęga, jaką mają w sobie bohaterowie „Przystanku”?

Niejako antytezą owej asymilacji – i to raczej zupełnie przypadkowo – stały się słowa barda Andrzeja Garczarka, który od dziesięciu lat mieszka na mazurskiej wsi, który zaraz po filmie, rozpoczynając recital stwierdził, że: I tak zawsze będę tam traktowany jak warszawiak.

To jedna ze stron medalu nazwanego „Przystankiem dla bocianów” – druga to wspominanie swoich korzeni przez głównego bohatera, artystę, Wiesława Bołtryka. Mieszkał we wsi Bołtryki, zalanej przed laty wodą w efekcie budowy zalewu. Potem pojawił się w okolicy Olecka. W filmie pokazują to retrospekcyjne przebitki z archiwalnych filmów TVP.

Podczas gołdapskiej projekcji starałem się zakwalifikować ten film do jakiejś kategorii i okazuje się, że nie tylko ja miałem z tym kłopot. Mimo scenek wykreowanych trudno jest go nazwać dokumentem fabularyzowanym. Tyle że to jest raczej istotna zaleta filmu, który mimo wyreżyserowanych fragmentów, paradoksalnie, poraża wręcz spontanicznością, jest głęboko przeżyty przez twórców.

Do tego dochodzi jego plastyczność i koty, mnóstwo kotów, za którymi przepadam…

Mimo krajobrazu, mimo kotów i ciepłych niezmiernie postaci, film nie jest dla mnie kojący, daje wyraźny powód do niepokoju.

„Przystanek dla bocianów” zrealizował, również jako producent, prof. Józef Romasz. Film spotkał się z dobrym przyjęciem nie tylko na Mazurach, ale również w tak zwanym środowisku. Naprawdę warto go obejrzeć.

Powiązane artykuły

6 komentarzy do “To rzecz głęboko przeżyta

  1. J

    W moim odczuciu film był oczywiscie dla wszystkich ale trafił tylko do wytrawnych widzów. Ja widocznie nie jestem wytrawnym widzem, do mnie nie wszystko trafiło. Prawdę mówiąc, najbardziej frapowało mnie pytanie, czy Wiesio zwrócił malarzowi kasę za taksówkę. Czekałem na wyjaśnienie tej kwestii, a to oczekiwanie świadczy, że w sposób dość ograniczony podszedłem do całego filmu, bo przecież to było drobnym epizodem. Co chcę przez to powiedzieć? To co napisałem na początku – to film nie dla wszystkich.
    Ale za to piosenki pana Garczarka po prostu świetne, (podczas recitalu czekałem na powtórzenie w całości piosenki o Raskolnikowie i jego siekierce – nie doczekałem się, szkoda!) zwłaszcza ostatnia nawiązująca do zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Piosenka traktuje w skrócie o tym, że dobrze by było żeby nikt podczas tych świąt nie był sam i mógł liczyć na miejsce przy jakimkolwiek stole. Czego wszystkim Państwu życzę.

    1. Dobrze, że nie dla wszystkich – idąc choćby za poglądem Tadeusza Kantora jestem przeciwny umasawianiu na siłę prawdziwej sztuki. Choć jej odbiór warto ułatwiać i taką rolę spełniają choćby takie spotkania, jak to sobotnie, czy „Kierunek Gołdap”. To również rodzaj bezcennej w dzisiejszych czasach edukacji, wziąwszy choćby pod uwagę popową lub festynową papkę, którą nas się karmi w ostatnich latach, albo totalne schamienie polskiego kabaretu (pomijam tu jedynie „Czyści jak łza” i dawne „Potem”:-). Toteż jestem za istnieniem duchowej arystokracji, a takim arystokratą zostać może każdy. Tyle że to najczęściej sprowadza się do ogromnego, wieloletniego… wysiłku, kroczenia po szczeblach, kształtowania szeroko pojętego warsztatu, za tym wrażliwości. Nic, moim zdaniem, nie występuję tak ostro przeciwko prawdziwej sztuce, jak komunitaryzm. Film „Przystanek dla bocianów” to przykład sztuki filmowej – z niezbędną dawką wieloznaczności. Przepraszam, że może zbyt poważnie odpowiadam na żart:-)

  2. Z całym szacunkiem, ale „totalne schamienie polskiego kabaretu” nie jest gorsze niż coś co nazywać zaiste raczę pseudoambicją i pseudointelektualizmem, które tym bardziej często są wulgarne. Kabarety są generalnie nieśmieszne, a jak są, to z tychże śmiesznych fragmentów publika się nie śmieje… Może jest na to zbyt wspaniała.

    Ach zaiste, zaiste. Tez bóle moje tworzę i przeżywam, och, ach. Mmm… Bla bla bla. I ch*j.

    „Artysta, który nie posiada wystarczającej oryginalności, aby stworzyć swój niepowtarzalny świat, przyłącza się do awangardy.” – Nicolás Gómez Dávila

    1. Ej… Piotrek. Subtelne poczucie humoru to wielka rzecz i jak ktoś powiedział: „poważna”. Bo to nie ustawiczna powaga świadczy, moim zdaniem, o intelektualnej finezji, lecz subtelne (sytuacyjne) poczucie humoru. Nadmierna powaga (i tu się już powtarzam) bywa maską dla duchowych braków. Nie mówię o błazenadzie, bo wyraźnie dystansuję się od ludzi słodkich, mających o sobie mniemanie, że są rozśmieszczaczami i przez to duszami towarzystwa. Miałem nauczyciela w LO, który od czasu do czasu mówił świetny dowcip sytuacyjny i przy tym się zupełnie nie uśmiechał.
      Co do awangardy, to bywała po prostu fajna i przełomowa, choćby dada…
      Co do owego Nicolasa – człowiek zupełnie nie z mojej bajki.

  3. zenon

    http://wyborcza.pl/1,91446,10753537,Powstala_filmowa_opowiesc_o_artystach_z_mazurskiej.html
    Była też wzmianka Polskiej Agencji Prasowej

  4. Poszedłem po emocjach, bo lubię się radować , a pan Bołtryk jest zupełnie nie z mojej bajki, i wzbudził we mnie emocje negatywne. 🙂