Rozmawiamy z Radkiem Tomasikiem, producentem 2. Festiwalu Młodego Widza „Wędrujące ALE KINO”. Jedna z części festiwalu obywa się właśnie w gołdapskim Domu Kultury.
Festiwal jest wydarzeniem świeżym, czy ta idea powstała już wcześniej?
– Festiwal „Wędrujące ALE KINO” ma tradycję krótką, mimo że rozwija się bardzo ładnie. Pierwsza edycja miała miejsce w ubiegłym roku. Jest takim dzieckiem Międzynarodowego Festiwalu Młodego Widza, który co roku odbywa się w Poznaniu. W grudniu prezentujemy filmy dla dzieci i młodzieży ze wszystkich kontynentów. Na początku ubiegłego roku powstał pomysł, by zrealizować taką podróżną, walizkową, wersję festiwalu. I eksportować…
Jest konkretny pomysłodawca?
– Pomysłodawcą jest dyrektor festiwalu – Jerzy Moszkowicz, któremu rzeczywiście zależało na tym, by to przedsięwzięcie dotarło do małych miejscowości, by dzieci miały możliwość obejrzenia filmów festiwalowych, czyli takich, które są nieobecne w dystrybucji w Polsce. Postanowiliśmy więc z tymi filmami przyjechać między innymi do Gołdapi. W tym roku odwiedzimy cztery miejscowości, także w Wielkopolsce i zachodniopomorskim. Z Gołdapi ruszamy do Białowieży.
Jeśli idzie o Gołdap, to przyjazd wiązał się z podchwyceniem Waszej sugestii, czy po prostu odnaleźliście się jako instytucje?
– Można powiedzieć tak… Podróżując palcem po mapie odnaleźliśmy Gołdap jako to miejsce najdalej wysunięte na północny-wschód. Od razu zorientowaliśmy się, że jest tu Dom Kultury, w którym jest kino. Wybór lokalizacji jest podyktowany kilkoma czynnikami, choćby tym, że miejscowości są oddalone od dużych miast. Jest też czynnik organizacyjny – sprawdzamy, czy na danym terenie są jakieś organizacje, które mogłyby pomóc w organizowaniu takiego festiwalu.
Aczkolwiek na początku jest pewna doza nieufności… Pamiętam, że na początku pani dyrektor Marta Jurgiełan zapytała mnie: „Jak to, wszystko za darmo? Gdzie tu jest jakiś kruczek?”. Mówię, że nie ma kruczków – wpadliśmy na taki pomysł, dostaliśmy na to dotację z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i chcemy po prostu podzielić się fajną ideą z dzieciakami i młodzieżą, którzy raczej nie mają tylu możliwości uczestnictwa w kulturze, co ich rówieśnicy z dużych aglomeracji.
Zważywszy na fakt, że współfinansowanie pochodzi z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej rozumiem, że Pana rola jako producenta sprowadza się do animacji…
– Ja jestem tylko częścią dosyć dużej ekipy, która pracuje nad tym festiwalem. Jest nas tutaj łącznie jedenaście osób, ale i tak nie są to wszyscy związani z tym przedsięwzięciem. Pieczę merytoryczną sprawuje dyrektor festiwalu Jerzy Moszkowicz, który wybiera się do Gołdapi na uroczystą galę. Są też producenci, by tak rzec, szczebla centralnego. Są selekcjonerzy filmów. Ja zajmuję się koordynacją wszystkich elementów festiwalu.
Na czym polega ten konkursowy aspekt? Bo zauważyłem, że są tu miejscowi młodzi jurorzy.
– Każdy festiwal rządzi się pewnymi twardymi regułami i tym, że jest konkurs filmów. Tu mamy konkurs filmów pełnometrażowych, na który składają się cztery tytuły. Te filmy ogląda czwórka młodych jurorów i wydaje potem swój werdykt.
Drugim aspektem jest plebiscyt publiczności, w którym jurorami są wszyscy widzowie festiwalu. Ciekawe jest to, że wielką nagrodę publiczności wręczymy nie w tych miejscowościach, w których odbywa się festiwal, lecz na Festiwalu ALE KINO, kiedy podsumujemy głosy z tych wszystkich miejscowości. Będzie więc to około siedem lub ośmiu tysięcy głosów.
Istotną częścią festiwalu są warsztaty animacji. Są bardzo ważne, bo tu dzieciaki mają możliwość naprawdę bezpośredniego dotknięcia sztuki filmowej.
Czyli filmu animowanego…
– Tak… Realizują pod kierunkiem naszych instruktorów film animowany. Zrealizują między innymi film na podstawie własnego pomysłu. Także pomysłów scenograficznych i scenariuszowych. Również z zastosowaniem technik komputerowych. Druga, pięcioosobowa, grupa będzie miała możliwość spróbowania sztuki filmu dokumentalnego lub też reportażu. Te prace zostaną zaprezentowane w środę na uroczystej gali.
Pewnym smaczkiem jest na pewno udział lektora na żywo… Ale to jest przy okazji chyba konieczność, bo to są filmy nowe i jeszcze nie prezentowane szerszym kręgom odbiorców?
– Tradycją festiwalu są rzeczywiście lektorzy na żywo. Jest to podyktowane w dużej mierze koniecznością, ale jak pan powiedział, jest to też smaczek festiwalowy. W filmach dopuszczonych do normalnej dystrybucji to się nie zdarza, gdyż tam mamy do czynienia z dubbingiem lub napisami. To są zwykle radiowcy, czyli ludzie, którzy na co dzień mają kontakt z mikrofonem. To jest praktyczne rozwiązanie, ale podoba się dzieciom i młodzieży.
Przypomnijmy – do jakiego miasta teraz jedziecie.
– Wyjeżdżając z Gołdapi w środę, kierujemy się jeszcze bardziej na wschód. Dokładnie na Podlasie, do Białowieży.
Dziękujemy za rozmowę.