Piątkowy koncert był zderzeniem dwóch artystycznych temperamentów. Zapoczątkowała ekspresyjna Agnieszka Chrzanowska „Piosenkami dla mężczyzny” – w komentarzach niby z ironią w stosunku do płci brzydkiej, ale w efekcie z liryczną tęsknotą za miłością i trwałymi, prawdziwymi (jak podkreśliła) związkami.
Artystka nie zadowoliła się wyłącznie występem na scenie, wdała się bowiem aktywną grę z publicznością. Ma greckie korzenie, co też poniekąd udowodniła akcentami muzycznymi.
Dorota Miśkiewicz, która występowała po Agnieszce Chrzanowskiej zaproponowała muzykę już bardziej synkopowaną, miejscami klimatem zbliżoną do Sade. Artystka jest wokalistką jazzową i kompozytorką.
Dobre głosy, wysoka kultura sceniczna, prawdziwa kobiecość i rzetelne wykonania. Wydaje się, że obie wykonawczynie zadowoliły różne i nawet te bardziej wymagające gusty muzyczne.
W sobotni wieczór występ poetycko-satyryczny Sławomira Hollanda i gwiazdy wieczoru Hanny Banaszak.