Kolumbowie z Gołdapi

Kol3W 1936 roku Eugeniusz Strzałkowski uczył się w suwalskim gimnazjum. pasjonowały go wycieczki. Z grupą młodzieży wielokrotnie przemierza szlaki Prus Wschodnich, dawnych ziem polskich. Świeża zieleń i błękit jezior na zawsze zostawią ślad w jego pamięci.

Organizatorem wycieczek był August Preiz, nauczyciel muzyki. Załatwiał on przepustki graniczne, ustalał trasy. Każdy z młodzieńców umieszczał biało-czerwony proporczyk na długim drucie, umocowanym na rowerze. Radosne nastroje grupy często tłumiła reakcja Niemców. Niechętnie patrzyli na te symbole.

Kiedyś zatrzymali się na nocleg w Olecku. Miasteczko obwieszone flagami ze swastyką. Hitler triumfował. Wszędzie wrzało od faszystowskiej propagandy. Jednakże śladów polskości nie zdołano tu zatrzeć. Wiele polskich nazwisk można było spotkać i na miejscowym cmentarzu i wśród żyjących. Starsi Mazurzy, zwiedziawszy się o wizycie młodych Polaków, pośpieszyli do hotelu.

— Pódźta, zaśpiewamy wam polska hymna — mówili. Suwalscy uczniowie wyczuwali w nich jakąś odrębność, w żadnym razie nie niemiecką.

— Jesteśmy Mazurami — mówili o sobie.

O tych rozmowach i krajobrazach E. Strzałkowski rozmyślał po paru latach w całkowicie innej scenerii. Wraz z innymi patriotami był sądzony za przygotowywanie „wysokiej zdrady stanu”: oderwanie Suwalszczyzny od III Rzeszy. W krótkim czasie otrzymał surową lekcję dojrzałości. Więziony był w Suwałkach, Królewcu, Koronowie koło Bvdgoszczy. Najciężej było w Mirowie w średniowiecznym zamku.

Marzył wtedy o Olecku. Jeśli się ten koszmar skończy, chciał tam zamieszkać. Zauroczyło go to miasteczko, okoliczne jeziora, a zwłaszcza pięknie urządzony stadion. Czego tam nie było: bieżnia, korty tenisowe, estetyczne umywalki. Raj dla młodego, wysportowanego mężczyzny. Nie przypuszczał, że marzenia te niebawem się spełnią. Bezpośrednio po wojnie zamieszkał w Olecku, w pięknym domku nad jeziorem.

Był czerwiec 1945 r. Eugeniusz Strzałkowski jechał jakąś „okazją” do Olecka. Na kilka kilometrów przed miasteczkiem wyczuwało się swąd splenizny.

— To, co zobaczyłem, przejęło mnie dreszczem — wspomina.

Kamienice wypalone, ulice zawalone gruzem, kikuty drzew. Na szkieletach domów, wiszące balkony. W centrum ocalało kilka domów, które od razu zajęli przedstawiciele władz: komendantura radziecka, polski starosta. Całe domostwa pozostały również na obrzeżach, ale były całkowicie puste, rozszabrowane. Słychać było tylko pokrzykiwania:

— Gdzie jedziesz? Do Polski. Gdzie jedziesz? Do Prus.

***

Dwudziestoparoletni Eugeniusz Strzałkowski, przeżywając dramat wojny, przeszedł przyśpieszoną edukację polityczną. Jak na cofniętej taśmie filmowej przesuwały się obrazy sprzed wojny. Okazało się, że miłośnik muzyki i przyrody — August Preiz wcześniej współpracował z Niemcami. Te wycieczki rowerowe prawdopodobnie sankcjonowały jego kontakty. Zaraz po wkroczeniu Niemców do Suwałk został inspektorem szkolnym. Natomiast inny nauczyciel suwalskiego gimnazjum — Sekuła później był najbliższym współpracownikiem legendarnego Hubala. Przykładem bohaterskiego patriotyzmu była Janina Paszkiewicz, wykładowczyni francuskiego, działaczka Polskiego Związku Zachodniego, w sposób okrutny zamordowana przez gestapo.

Kataklizm wojny ostro weryfikował ludzi i postawy. Tak dzieje się zawsze. Teraz trzeba było przystąpić do odbudowy. Młody Strzałkowski pracuje w Olecku jako referent aprowizacji i handlu. później zostaje kierownikiem tego działu. Równocześnie pełni obowiązki wiceprzewodniczącego MRN, ławnika miejskiego I sekretarza Zarządu Powiatowego ZSL. Następnie zostaje burmistrzem. którą to funkcje pełni przez dwa lata.

Początkowo powiaty EGO należały do woj. olsztyńskiego. W lipcu 1945 roku przekazano je Białostocczyźnie. Wtedy też nastąpiło uroczyste przyłączenie tych ziem do Macierzy. Przybył wojewoda białostocki — Dybowski z generałem Gustawem Paszkiewiczem. Strzałkowski uczestniczył w przyjęciu wydanym z tej okazji.

W 1948 roku Eugeniusz Strzałkowski otrzymuje nominację na starostę powiatowego w Gołdapi,” podpisaną przez ówczesnego ministra Ziem Odzyskanych — Władysława Gomułkę. Dla młodego człowieka był to oszałamiający awans. Wahał się kilka tygodni. Wątpił czy podoła obowiązkom, zwłaszcza po przeczytaniu reportażu Jacka Wołowskiego — „Gołdap miasto zapomniane”. Autor ostro krytykował miejscowe stosunki, nie oszczędzając przedstawicieli władzy. Po długiej rozmowie z wicewojewodą Białkowskim, przyjmuje nominację. Zostaje siódmym, powojennym starostą Gołdapi.

Miasto było jeszcze bardziej zniszczone niż Olecko. Zdobyte w październiku 1944, przeszło znów w niemieckie władanie i dopiero w styczniowej ofensywie ostatecznie wyzwolone przez żołnierzy radzieckich. Walczono tu zaciekle. Wszak było to pierwsze miasto uważane za niemieckie, zdobyte przez Armię Czerwoną. Front przechodził tu dwa razy. Gołdap zrównano z ziemią. Wieś ucierpiała niewiele mniej, jej zniszczenia szacowano na ok. 90 proc.

W pierwszym rzędzie trzeba było zająć się odgruzowaniem ulic, oczyszczeniem pól z min i wszelkiego wojennego żelastwa. Drogi zatarasowane były rozbitymi czołgami, samochodami i innym sprzętem. Wejście na pola mogło grozić śmiercią. Pełno było wyrafinowanych pułapek. Na przykład leżały pozornie porzucone drzwi do obory. Poruszenie ich uruchamiało cały system min. Aby to wszystko uprzątnąć, trzeba było zatrudnić armię ludzi. Tymczasem powiat był wyludniony, przypominał pustą prerię.

Spis ludności, przeprowadzony w listopadzie 1946 roku ustalił stan ludności w powiatach EGO Rejon ełcki liczył 27.400 mieszkańców, olecki — 17.800, a gołdapski zaledwie 4,5 tysiąca. Liczby te mówiły o pilnej potrzebie zasiedlania. Ciągnący w te strony ludzie zwykle zostawali w powiecie oleckim, gdyż dalej pociągi nie chodziły; brak kolei hamował osadnictwo.

W tej sytuacji młode władze Gołdapi zadbały przede wszystkim o oczyszczenie i rozminowanie terenu. Wprawdzie wojsko pracowało przy tym już od 1945 roku, ale było tu tylko kilku saperów. Eugeniusz Strzałkowski poje-

chał po pomoc wprost do wiceministra Obrony Narodowej, gen. Stanisława Popławskiego. Owiany legendą (dowódca I i II Armii Wojska Polskiego) czuły na opinię o wojsku generał powitał go:

— Nie umiecie gospodarować, a winą obciążacie wojsko.

— Jak wy będziecie orać, ja będę siał — odrzekł nie speszony.

Ta wymiana zdań skończyła się przyjacielskim poczęstunkiem. Niebawem do Gołdapi przyjechał specjalista i ocenił, że potrzebny tu batalion saperów dwa razy w roku, wiosną i jesienią. Ziemie gołdapskie powoli przestawały być groźne.

Te puste łąki i pola trzeba było szybko wykorzystać, zwłaszcza, że brakowało żywności. Józef Korzeniecki — szef Centrali Obrotu Zwierzętami Hodowlanymi, posługując się dzisiejszą nomenklaturą, wpadł na pomysł, by na razie teren ten przeznaczyć do wypasu. Wkrótce ponad 10 tys. sztuk bydła i tyleż owiec chodziło po gołdapskich wzgórzach. Niekiedy zwierzęta wylatywały w powietrze, ale wypadki wśród ludzi były coraz rzadsze. Wypas ten trwał przez dwa lata. Stopniowo przybywali osadnicy. Coraz więcej gruntów miało gospodarzy.

Kolumbowie

Działacze gołdapscy w 1949 r. Pierwszy z lewej – burmistrz  Jamroz; czwarty I sekretarz KP PZPR — Jan Mazur. Następni: starosta — Eugeniusz Strzałkowski; szef Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego — Stanisław Szyszkowski, następny — prezes Gminnej Spółdzielni. Pierwszy z prawej —wiceburmistrz — Gustaw Rogowski. W drugim rzędzie, piąty z prawej, komisarz ziemski — Wierzbicki.

***

Najwięcej przybyszów pochodziło z sąsiednich powiatów: suwalskiego i augustowskiego, część z Bieszczad, a także z woj. bydgoskiego. Nowi gospodarze otrzymywali duże kredyty, materiały budowlane oraz ziarno i konie. W szybkim tempie scalały się nowe społeczności, na zgliszczach tworzyły wsie. W ciągu jednej jesieni potrafiono odbudować ok. 250 zagród.

Powiat gołdapski zaludniał się i odbudowywał. Nie było to zasługą samych władz, czy kilku pionierów. Wszyscy pracowali tu z zapałem i poświęceniem. Niemniej starosta, a później przewodniczący Prezydium PRN Eugeniusz Strzałkowski podkreśla zasługi — jego zdaniem — najbardziej ofiarnych rolników:  Wieczorka i Augustynowicza.

Organizatorów osadnictwa — Wacława Hołdyńskiego, Czesława Zawadeckiego, Tadeusza Zawadeckiego, Wierzbickiego, Podhula, Borowego.

Równocześnie z prowadzeniem osadnictwa trzeba było porządkować i odbudowywać miasta. Szabrownictwo i spekulacje były zjawiskiem powszechnym. Ostro zwalczał je miejscowy działacz Władysław Sawicki. Miasto wiele też zawdzięcza’ ówczesnemu burmistrzowi — Jamrozowi. Jego zastępca — Gustaw Rogowski potrafił sam pójść z łopatą do odgruzowywania lub prace te nadzorować.

Kiedyś E. Strzałkowskiego zatrzymały krzyki dobiegające z gruzów. Ujrzał grupę mężczyzn, z której jeden bił kijem drugiego.

— Dlaczego bijecie? — wykrzyknął.

— A wy kto?

— Starosta.

— A jam Gustaw Rogowski, wiceburmistrz.

— Dlaczego biję? Ja go uczę po polsku pracować. Za czasów Miemca ja był robociądz, a on beanter (urzędnik). Teraz jest odwrotnie. Ja go uczę odgruzowywać…

Dowódca WOP zgłosił kiedyś przedstawicielom władzy o odkryciu siedziby sztabu niemieckiego w Puszczy Rominckiej.

— Cóż ja tam zobaczyłem — opowiada E. Strzałkowski.

— W głębokim lesie drogi wyłożono twardą kostką, nad głowami siatki maskujące. Wokół wiele solidnych baraków o rozmaitym przeznaczeniu, masa połączeń telefonicznych, itp. Słowem majątek.

Z części tych baraków zbudowano roszarnię w Białymstoku, część przejęła białostocka Miejska Rada Narodowa do swojej dyspozycji. Kostką z dróg wyłożono ul. Lipową; natomiast kable prze- jęła łączność.

***

Życie w Gołdapi powoli się normowało. Zabliźniały się rany miasta i ludzi. Powiat gołdapski stawał na nogi siłami nowej społeczności, która powoli uczyła się bycia na swoim. Eugeniusza Strzałkowskiego po trzech latach pracy powołano na podobne stanowisko w Wysokiem Mazowieckiem.

Zofia Jadczuk

 

Przedruk artykułu z Gazety Współczesnej, numer 63 z 1985 roku.

Powiązane artykuły

Jeden komentarz do “Kolumbowie z Gołdapi

  1. Mirek

    „Wszak było to pierwsze miasto uważane za niemieckie, zdobyte przez Armię Czerwoną”. Nie wiem co to znaczy „uważane za niemieckie” ale wiem, że pierwszym niemieckim miastem zdobytym przez Armię Czerwoną w Prusach Wschodnich podczas II wojny światowej był Schirwindt. Małe miasteczko ( w 1944 roku ok. 2.000 mieszkańców ) leżące nad rzeką Szeszupą. Pozostały po nim żołnierskie groby i jeden budynek zajmowany dziś przez pograniczników.