Okruchy historii. Zdarzyło się w Pietraszach…

Rozmawiamy z Astrid Zeutschner, której mąż Bert Rainer urodził się przed wojną w podgołdapskich Pietraszach. Astrid zatrzymała się u państwa Haliny i Józefa Żukowskich.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kilka słów o sobie…
–  Nazywam się Astrid Zeutschner. Wiele lat temu wyszłam za mąż za Berta Rainera Zeutschnera, który urodził się w Pietraszach w 1938 roku. Byliśmy tu wraz z mężem po raz pierwszy w 1994 roku. Odwiedziliśmy Pietrasze i Gołdap. Państwo Żukowscy bardzo ciepło nas przyjęli. Dobrze odebrałam tę wizytę. Mąż zmarł w 2020 roku, ale chciałam wrócić w to miejsce.

Jest to między innymi powrót do konkretnego domu?
–  Konkretnie do ruin tego domu, gdzie urodził się mój mąż. Wczoraj odwiedziliśmy to miejsce, które jest zlokalizowane około pięćset metrów od domu państwa Żukowskich.

Chrzest. Bert Rainer na rękach matki na tle domu rodzinnego w Pietraszach w 1938r.

Bert Rainer 56 lat później podczas wizyty w 1994 w tym samym miejscu

Żona Astrid i Józef Żukowski 84 lata później podczas wizyty w 2022 na tle pozostałości po domu rodzinnym Rainera

 

Jest to blisko Tatarskiej Góry… Jak odnalazłaś ten dom?
–  Nie miałam żadnego problemu, by to miejsce znaleźć po dwudziestu ośmiu latach. Kierowałam się sercem. Nadal istnieją ruiny domu Rainera i jego rodziców. Widoczne są fundamenty i studnia.

Rozumiem, że mąż wspominał to miejsce często i traktował je bardzo sentymentalnie…
–  Bardzo często wspominał Pietrasze. Marzył o tym, by jeszcze raz wrócić do tego miejsca, do tego domu. Bardzo często zdarzało mu się budzić w nocy, kiedy śniły mu się Pietrasze. To była jego pierwsza i jedyna wizyta – w 1994 roku. Po tej wizycie uspokoił się i spał lepiej.

Jego rodzice byli rolnikami?
– Jego tata był nauczycielem, a mama pielęgniarką.

W gołdapskim szpitalu?
– Z tym się wiąże karczma w Jodgallen. Ojciec Rainera, Hans Oskar Theodor Zeutschner był nauczycielem w Jodgallen blisko Gubina – od 1 kwietnia 1930 roku do roku 1935.

Czyli blisko dzisiejszego Gusiewa…
–  Jako młodzieniec zakochał się w pewnej dziewczynie, która bardzo wcześnie zmarła i nad wyraz to przeżywał. Dlatego smutki topił w alkoholu. Regularnie spotykał się ze swoimi kolegami w tamtejszej karczmie. Pewnego dnia podczas takiej biesiady zasłabł. Zatrwożeni koledzy od kieliszka usiłując ratować jego życie położyli go na podłodze, rozpięli koszulę, polali klatkę piersiową spirytusem i energicznie ją masowali. Jednemu z kolegów, który palił papierosa spadł popiół i ojciec się zapalił.

Trafił do szpitala z oparzeniami znacznego stopnia, a tam opiekowała się nim pewna pielęgniarka…

Mały Bert Rainer z rodzicami. Święta Bożego Narodzenia 1938 r.

 

Jak w filmie „Angielski pacjent”…
(śmiech)

–  I tak poznał Lisbeth, mamę Rainera. Pobrali się i razem przenieśli się do Pietrasz, gdzie ojciec rozpoczął pracę jako nauczyciel. Dokładnie 16 kwietnia 1935 roku. Tam pracował do początku wojny. W 1938 roku na świat przyszedł Rainer jako najmłodsze z dzieci. Wcześniej urodzili się – brat Rudiger i siostra Gudrun. Nie wiem, gdzie miał miejsce ślub.

Rainer z matką i rodzeństwem

 

Znane jest miejsce pochówku taty Rainera?
–  Został pochowany niedaleko Frankfurtu. Mama Rainera uciekała stąd wraz z trójką dzieci w 1944 roku. Przeszli aż do Putbus (Insel Rugen). Tam mieli rodzinę. Na początku byli ukrywani w kościelnej piwnicy. Po pewnym czasie dołączył ojciec. Rodzina ponownie spotkała się w Munasiedlung (Franken) niedaleko Rothenburg ob. Der Tauber.

Twój mąż kim był z zawodu, czym się zajmował?
–  Mając piętnaście lat pracował w kopalni węgla w Waltrop, niedaleko Dortmundu jako najmłodszy praktykant górniczy pracujący pod ziemią. Zarabiał pieniądze, ponieważ chciał pomóc matce, siostrze i bratu. W tej kopalni miał wypadek. Mając osiemnaście lat spędził rok w szpitalu, gdzie chciano mu amputować nogę. Po roku hospitalizacji nogę udało się uratować.

Ponieważ praca w kopalni była bardzo ryzykowna zrezygnował z niej. W tym czasie był już żonaty i przeprowadził się z żoną i synem do Sundern (Sauerland). Z pierwszą żoną miał jeszcze 3 dzieci.

Był bardzo usportowiony, uprawiał między innymi kajakarstwo, biegał w maratonach, bardzo dużo jeździł rowerem. Uprawiał narciarstwo. Był też pilotem szybowcowym i instruktorem lotnictwa.

I właśnie po raz pierwszy spotkałam Rainera na lotnisku w 1981 roku. Mogę powiedzieć, że połączyła nas wspólna pasja. Pobraliśmy się w 1990 roku i mamy dwie córki, Alienę i Natalie. Byliśmy razem 36 lat od 1984 do 2020 roku.

Z tego wynika, że ty masz też uprawnienia pilota?
– Tak, jestem pilotem i instruktorem lotnictwa szybowcowego.

Astrid i Rainer Zeutschner wraz z córkami Alieną i Natalie na lotnisku

 

Co cię zainspirowało, aby jeszcze raz przyjechać do Polski? Tylko wspomnienia związane z mężem?
–  Pierwszy raz byłam tu w 1994 roku. Wszystko się zaczęło w Pietraszach. Jak wspomniałam, Rainer był bardzo związany z tym miejscem i bardzo marzył o tym, by tu jeszcze wrócić. Był jednak po udarze, który dotknął go w 2011 roku i spowodował pełen paraliż. Zmarł w 2020 roku. Obecna wizyta ma zakończyć ten rozdział życia z Rainerem.

Przywiozłam ze sobą dwa jabłka. Jedno z nich zostało posadzone w sadzie rodziny Żukowskich z nadzieją, że drzewko w tym miejscu urośnie; drugie przy dawnym domu Rainera. No i zabrałam w torebkę ziemię z tego miejsca, by ją włożyć do jego grobu.

Sadzenie jabłka w ogrodzie państwa Żukowskich                            Ziemia, która trafi do grobu Rainera, aby spał spokojniej

 

Podczas pierwszej wizyty zabraliśmy ze sobą jeden kamień z fundamentów domu Rainera w Pietraszach. To był dom przylegający do ówczesnej szkoły. Stał się kamieniem węgielnym budowy naszego domu, zbudowanego w 1997 roku. Mniejszy kamień, również zabrany w 1994 roku, włożyliśmy do grobu mamy Rainera. Teraz przenieśliśmy ten kamień do grobu mojego męża.

Jeszcze latasz?
– Tak.

Czy tylko szybowcami?
–  Przed miesiącem zaczęłam latać sportowymi samolotami silnikowymi. Robię drugą licencję na takie maszyny. Mam też uprawnienia paralotniarza.

Na pewno oprócz tej sentymentalnej historii były dodatkowe wrażenia związane twoim pobytem w Gołdapi.
–  Bardzo mi się spodobało to, że rodzina Żukowskich odbudowała stare budynki. Dla mnie to było aż niewyobrażalne, że ludzie, których tu spotkałam, w tym rodzina Żukowskich, są tak zainteresowani historią Prus Wschodnich. Ludzie są życzliwi i otwarci, zarówno w 1994 roku jak i podczas tej wizyty. Ponadto niesamowite są te zmiany, które nastąpiły w wyglądzie miasta i okolic od mojego pierwszego tu pobytu. Tak wiele udało się tu odbudować.

Dziękuję Wioletcie za zaproszenie i organizację przyjazdu, bez niej być może nigdy nie wróciłabym w to miejsce. Chciałbym podziękować Halinie i Józefowi oraz całej rodzinie za ich gościnność i za fantastyczny czas, który spędziliśmy razem.

Wielkie podziękowania również dla Mirosława Słapika za oprowadzenie po nowej Gołdapi i późniejszy wywiad.

Astrid Zeutschner, Halina i Józef Żukowscy, oglądający zdjęcia współczesne i historyczne

 

Dziękuję za rozmowę.
Tłumaczenie – dr n med. Wioletta Żukowska.

 

Z życia przedwojennych Pietrasz

Górna fotografia po lewej stronie Pensjonat u G. Fishera, Górna fotografia po prawej stronie Szkoła (w której pracował ojciec Reinera) i Poczta; dolna fotografia po lewej stronie gospodarstwo rodziny Stolzenberg

 

Karczma Otto Stenzla nie cierpiała na brak gości

Kobieta dojąca krowę, na drugim planie młyn należący do Otto Genee

 

Cmentarz w Pietraszach, zdjęcie współczesne z 2020 r. Odnaleziona płyta nagrobkowa Karla Genee, również młynarza

Żniwa, nieoceniona pomoc sąsiedzka

Wykopki i czas na plotki

Podróż do Gołdapi wozem konnym o drewnianych kołach

 

Zabawa w jeźdźca na drewnianym koniu na patyku

Matki z dziećmi w ogrodzie

Spis mieszkańców Pietrasz sprzed 1939 r. zawierał 31 rodzin. Dziś wieś zamieszkują 3 rodziny

Żyjemy w czasach wojny toczącej się tuż za granicami naszego kraju. Przytoczona w niniejszym artykule krótka historia rodziny z tętniącej kiedyś życiem wsi Pietrasze pod Gołdapią przypomina nam po latach, że wojna zmienia absolutnie wszystko, co tylko potwierdza niegdyś wypowiedziane słowa przez Benjamina Franklina „nigdy nie było dobrej wojny i złego pokoju”. Warto pamiętać.

 

Powiązane artykuły