Pan Henryk Kamiński wstawił komentarz do naszego dawnego wpisu Ilustrowana kronika Gołdapi. Komentarz jest na tyle interesujący, że publikujemy go jako odrębny wpis. Do Gołdapi przyjechałem z moim wujem w sierpniu 1947 roku. Wuj, Eugeniusz Antosik (nie Stanisław jak tekście historycznym) objął stanowisko kierownika Powiatowego Zarządu Drogowego. Ja, wówczas czternastolatek, rozpocząłem naukę w pierwszej klasie wieczorowego gimnazjum, którego dyrektorem była pani Zmierowska, podobnie jak ja tułaczka z Warszawy. Uczniami byli ludzie w rożnym wieku. W tym czasie w Gołdapi istniała już szkoła powszechna, a przynajmniej jej siódma klasa. Kolegowałem się z uczniami z tej klasy (Kazimierz Młynarczyk, Cezary Iwanowski i jego siostra Hania – później Przestrzelska, Janek i Tadeusz Boguccy – ich ojciec przygrywał na harmonii, Włodzimierz Chrystowski, Wanda Podgórska, itd). W następnym roku, druga klasa tego gimnazjum funkcjonowała w trybie dziennym, a do tej (drugiej klasy) promowano bezpośrednio absolwentów siódmej klasy szkoły powszechnej. Gimnazjum miało nawet mały internat z wyżywieniem i mieściło się naprzeciwko parku. Po zakończeniu roku szkolnego, Gimnazjum zostało zlikwidowane. Przeniosłem się wraz z grupą kolegów i koleżanek do Gimnazjum Rolniczo-Spółdzielczego w Olecku. Tam, od połowy roku szkolnego uczono nas księgowości. W ten sposób „zrobiłem” małą maturę. Tak zwane Liceum II stopnia (matura) ukończyłem w Białymstoku, a później Politechnikę Warszawską. I tak, po siedmiu latach od Powstania 44, ogromnie trudnych, ale i ciekawych wróciłem do Warszawy. Dla mnie Gołdap to ogrom wzruszających wspomnień, spotkania niezwykle przyjaznych ludzi, w tym czasie, podobnie jak ja tułaczy, rozpoczynających nowy etap życia. Gołdap liczyła wtedy (tak mówiono) około 500 mieszkańców i do tego około 2000 Niemców (głównie kobiet z dziećmi i starych mężczyzn) skoszarowanych w czerwonych koszarach i oczekujących wyjazdu do Niemiec. Powyższe stanowi mały okruch moich gołdapskich wspomnień. Pozdrawiam współczesnych Gołdapian.
Henryk Kamiński
MYŚLĘ ŻE TO JEST DOBRY MATERIAŁ NA KSIĄŻKĘ
To prawda, co najmniej na część książki. Biblioteka Publiczna w Gołdap pracuje już nad podobnym wydawnictwem ze wspomnieniami.
Wielu Tych, którzy tworzyli historię Gołdapi niestety już odeszło, np. mój Tata. Na szczęście wielu z nich żyje. Warto posłuchać ich opowieści. Chętnie kupię tę książkę.
Dzień dobry,
W poszukiwaniu minionego czasu złożyłem wizytę na Waszej fajnej stronie internetowej. Mieszkałem w Gołdapi w latach 1953-54, jako kilkuletnie dziecko (rocznik 1946). Mój ojciec Jan Podgórski i jego druga żona Antonina Podgórska z domu Kosińska (a nie Konińska jak podajecie), oboje lekarze, zostali skierowani do pracy w Gołdapi. Przydzielono nam ogromne mieszkanie na pierwszym piętrze kamienicy, wyjątkowo niespalonej przez Rosjan, przy ulicy 15-go Grudnia. Salon miał 3 okna, pozostałe 4 pokoje, też ogromne, ułożone były promieniście wokół wielkiego hall’u, ale połączone między sobą, tworząc kolistą amfiladę, tak, że po otwierciu wszystkich drzwi jeżdziłem wokół mieszkania na rowerze. Wybieram się w podróż sentymentalną do Gołdapi i prosiłbym o bieżącą nazwę tej ulicy. Napewno została zmieniona bo była to data „komunistyczna”. Pamiętam sporo, prawdę mówiąc coraz więcej, w miare jak sie starzeję i chętnie podzieliłbym się tymi wspomnieniami. Oboje oni, tzn.i ojciec i macocha dawno nie żyją, ale żyją moje dwie starsze siostry, które spędziły z nami całe wakacje w 1954-m roku. Jedna z nich, mieszkająca w Sztokholmie ma wybitny taleny literacki. Wydała już kilka świetnych książek i mogłaby ubrać nasze wspomnienia w piękna szatę.
Pozdrawiam i z góry dziękuję.
Antoni Podgórski, Montreal
Ja mieszkałam w Gołdapi trochę później. I ciągle jestem ciekawa wszystkiego, co było tam przede mną.Wydaje się, że życie miasta to poszczególne historie jego mieszkańców. I wszystko, co się im zdarzyło tworzy ten pulsujący wciąż organizm. I warto poznawać to , co było przed nami i równolegle z nami . Stajemy się wtedy jakoś bogatsi.
Dziękuję Panu za kawałek Pana historii.