Jak ratowano uwięzionego łosia

Do niecodziennej sytuacji doszło we wtorek 29 listopada na terenie Puszczy Rominckiej. Stażysta Nadleśnictwa Gołdap Maciej Mejsak zauważył na terenie leśnictwa Zacisze łosia byka, który zaplątał się w siatkę ogrodzeniową.

Druty silnie owijały poroże i szyję zwierzęcia, jedna z tyk była już złamana. Łoś długo musiał być uwięziony, siatka była porozrywana i poskręcana, a teren mocno wydeptany.

Na ratunek zwierzęciu wyruszyli leśnicy i pracownicy Parku Krajobrazowego Puszczy Rominckiej. Przez trzy godziny próbowali oni pomóc łosiowi. Było to jednak bardzo trudne. Łoś nie pozwalał zbliżyć się do siebie i atakował uderzając przednimi badylami. Nie było więc możliwości przecięcia drutów, które go obwiązywały. Postanowiono odstrzelić pozostałą tykę, ale z uwagi na ciągły ruch zwierzęcia i zapadające ciemności było to niewykonalne. Wreszcie łoś okręcił się wraz z siatką wokół młodych olch i zaległ w błocie. Wówczas udało się go podejść od tyłu i nożycami do cięcia metalu przeciąć druty oplątujące szyję. Tyka, która nie uległa złamaniu była tak silnie omotana drutami, że jednak odstrzelono ją z broni myśliwskiej. Dodać trzeba, że poroże to tkanka martwa, a łoś i tak by je wkrótce zrzucił. Odstrzelenie tyki nie było więc okrucieństwem wobec zwierzęcia. Uwolniony łoś, zmęczony, poobijany i ogłuszony, ale ogólnie w nie najgorszej kondycji oddalił się w leśne ostępy…

Akcja przebiegłaby znacznie sprawniej, gdyby gołdapskie służby weterynaryjne posiadały wiatrówkę do usypiania zwierząt. Łosiowi zaoszczędziłoby to wiele stresu, bo przespałby całe zdarzenie. Niestety, ani Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Gołdapi, ani weterynarze prowadzący prywatne praktyki weterynaryjne póki co nie dysponują takim sprzętem. Służby ochrony przyrody także ich nie mają i mieć nie mogą z uwagi na przepisy prawne regulujące dostęp do substancji o działaniu narkotycznym.

tyki – poroże łosia

badyle – kończyny łosia

(jk/an)

los

 


Aktualności

Powiązane artykuły